Część 1 (Rozdział 1- 9)

Rozdział 1.

Rok szkolny rozpoczął się właśnie dziś. Skończył się czas monotonnych, wakacyjnych dni. Każdego dnia i każdej nocy siedzę sama w pokoju. Cztery ściany, laptop, muzyka i ja. Dodając do tego tysiące różnych myśli kotłujących się w mojej głowie. A każda z nich wypełniona bólem, żalem i cierpieniem.  Jutro rozpoczną się normalne lekcje. W nowej szkoła z nowymi ludźmi.  Ja tutaj przecież w ogóle nie pasuję. Z wielkiego miasta przeprowadziłam się z rodzicami na wioskę, dosłownie zabitą dechami. Czasami gdy idę na gdzieś na spacer, ludzie patrzą się na mnie jak na dziwoląga. Nie wiem dlaczego. Różowych włosów nie mam.- jak na razie. Tunelów też nie.- ładnie to wygląda u co niektórych, ale u siebie tego nie widzę. Nie mam kolczyków na twarzy. Nic z tych rzeczy. To, że ubieram się kolorowo, mam postrzępione spodnie, koszulki zespołów z lat osiemdziesiątych, to przecież o niczym nie świadczy.  A ludzie patrzą na mnie jak na terrorystkę. Tam gdzie mieszkałam, było to normą. Razem z kumplami wychodziliśmy na pole ubrani jak nam się podoba i nikt nie zwracał na nas uwagę. Swoboda. Gdzie ja do cholery w ogóle jestem?

Przeprowadziliśmy się tutaj miesiąc temu, a czuję jakby minął już rok. Przyjaciele którzy mówili, że będą pisać, dzwonić, odwiedzać- umilkli. To tylko puste słowa. Odzywali się przez pierwsze dni. Potem coraz rzadziej i rzadziej aż kontakt zanikł. 


****


Szkoła! Kiedyś nazwałabym to spokojne zdobywanie wiedzy z ludźmi których lubię. Teraz jest to jak walka o przetrwanie. Na każdej lekcji mogłam usłyszeć jakiś komentarz kierowany w moją stronę. 

„Patrz jak się odwaliła”, „Jakie Emo!” albo „W dupie się jej poprzewracało” . To tylko parę z nielicznych określeń,  które były rzucone w moja stronę. Zacytowałabym resztę, ale po prostu nie nadają się do cytowania. Za dużo w nich nienawiści. Na szkolnym korytarzu wszyscy dawali mi dziwne spojrzenia. Usiadłam w najciemniejszym rogu szkolnego budynku. Słuchawki na uszy. Music On. Poprzez muzykę ten świat nagle nabierał kolorów. Ale nawet w tym ciemnym rogu dało się ujrzeć wrogie spojrzenia. Za kogo oni mnie uważają? Ostatnia lekcja. Godzina wychowawcza. Chciałabym przetrwać ją do końca. 

- Witam w klasie 2B na profilu biochemicznym. Nazywam się Beata Mikołajczyk, jestem nauczycielem języka angielskiego i także waszym wychowawcą. Większość z Was znam z poprzedniego roku, ale widzę tu także nowe twarze. Może przedstawmy się sobie nawzajem. Każdy proszę powiedzieć klasie parę zdań o sobie. Zacznijmy proszę od ….. Ciebie.- wskazała na mnie. 

W klasie rozległ się cichy chichot. Nieśmiało wstałam, z pustką w głowie, odjęło mi głos.

-Cześć. Nazywam się Alex Rudzyńska. 
- Alex? To nie imię dla chłopaka?-  zażartował, ktoś z tyłu po czym rozległ się śmiech licznej grupy.
-Przeprowadziłam się tutaj z Wrocławia miesiąc temu.-  wystarczająco informacji, przecież i tak nikt mnie słuchał, wszyscy jedynie chcieli się ze mnie ponabijać. 
- Aleksandro, powiedz nam więcej.- powiedziała nauczycielka.
- Mam na imię Alex!- podniosłam lekko głos, by mogła zrozumieć swój błąd.- I nie mam nic więcej do dodania.
- Dziękuję.- odparła zgaszona nauczycielka, dodając do tego groźny wzrok jakby tego dnia było mi jeszcze mało.

Pierwszy dzień szkoły, a ja wpadłam pod nóż, nie tylko wychowawczyni, ale też wszystkim w klasie. Nie marzyłam o niczym więcej niż wrócić do domu, wyjść na długi spacer i odreagować to wszystko. 

Autobus szkolny, kolejna zgroza, kolejne spojrzenia. Dlaczego w ciągu tego całego dnia nie zebrałam żadnej pozytywnej opinii? Wszyscy byli do mnie negatywnie nastawieni. W życiu nie znienawidziłam tak szkoły,  jak w tym momencie. Po przyjeździe rzuciłam plecak w pierwszy lepszy kąt pokoju. 

„Alex. Kochana! Jak Ci tam w nowym miejscu? Na serio dzisiaj strasznie odczuliśmy Twój brak. Całujemy i Tęsknimy. Michel, Johnny i Aśka.”- dostałam esemesa. Razem z moimi przyjaciółmi ze starej szkoły mieliśmy miejscówkę, gdzie zawsze chodziliśmy po zajęciach. Chciałabym  teraz tam pójść. Nawet nie miałam siły odpisać. 
Dobra Alex! Weź się w garść- mówiłam do siebie. Muszę znaleźć miejsce, do którego będę chodziła po szkole. Taki mam plan. 

Rozdział 2

Miejscowość nie była mi znana. Wieś. A żadne z stereotypów do niej nie pasują. Na polach nie ma wielu pasących się zwierząt, w powietrzu nie da się wyczuć odoru łajna, a ruch samochodów jest w miarę wysoki. Poszłam wzdłuż nieczynnej linii kolejowej. Po lewej stronie miałam tę wiochę, a po prawej łąki, wzgórza i góry. Nie chciałam iść za daleko od domu, żeby się  nie zgubić. Dobrze nie znałam tej miejscowości. W oddali po prawej stronie zobaczyłam dość ciekawe miejsce. Na szczycie wzgórza rosło tylko parę drzew. Mogłam tam iść, lecz oczekiwałam po drodze na więcej ciekawych miejsc.  Dotarłam do pierwszego wiaduktu. Wydawał się zniszczony i niebezpieczny. Nie próbowałam przejść na drugą stronę. Zresztą robiło się już ciemno.  Postanowiłam wrócić do domu i wykonać rytuał: laptop, muzyka i tysiące myśli w moich czterech ścianach.

- Hej Kochanie!
- Cześć Mamo!
- Jak tam pierwszy dzień w szkole?
- Super.- powiedziałam z uśmiechem.
- Poznałaś już kogoś?
- Tak.- nauczycielkę, dodałam w myślach.

Szybko wzięłam obiad z stołu i poszłam do swojego pokoju by uniknąć kolejnych pytań.  Zastanawiałam się dlaczego ludzie tak dziwnie na mnie patrzą i kierują w moją stronę wiele niemiłych komentarzy. Stanęłam przed lustrem. Nie zauważyłam niczego nadzwyczajnego. Jestem zwykłą nastolatką.  Z szafy starałam się wybrać jak najlepsze ciuchy, w których nie rzucałabym się nikomu w oczy jutro w szkole. Na myśl o tym, że jutro muszę tam iść, bolał mnie brzuch. Wytrzymam. Będę silna. Słuchawki na uszy, odpalamy lata 80-te i idziemy spać. Trzeba jakoś żyć.



****

Miałam nadzieję, lecz nadzieja matką głupich. Myślałam, że dzisiaj będzie lepiej. Myliłam się. Zostałam zmieszana z błotem przez jakąś szkolną elitę dziewczyn. Zostałam zwyzywana od psycholek, satanistek i wszystkich najgorszych. W klasie dalej nie mam żadnych znajomych, a na szkolnym korytarzu nikt nie chce się do mnie dosiąść, bądź nawet zawiązać znajomości. Jedna z dziewczyn podstawiła mi nogę na korytarzu. Prawie zaliczyłam glebę. Nienawidzę tej szkoły. Szkolne przerwy zaczęłam spędzać w bibliotece. Jest tam najciszej i najspokojniej. Bibliotekarka miała wszystko na oku, w przeciwieństwie do nauczycielek dyżurnych, które gadały między sobą zamiast pilnować porządku. Ostatnie lekcja dzisiaj- wychowanie fizyczne. Odkąd pamiętam, zawsze uwielbiłam grać w siatkę. Ze względu na to, że od razu po dzwonku mieliśmy biec do autobusu- pani powiedziała, żebyśmy się nie przebierały.

Do drużyny zostałam przydzielona jako ostatnia z przypadku. Przez nikogo niechciana. Czułam się jak piąte koło u wozu. Nikt nie chciał do mnie podać piłki. A na koniec „niechcący” dostałam w głowę piłką z całej siły. Tak, że aż sobie usiadłam. Myślicie, że nauczycielka się zapytała czy wszystko jest OK.? Nie! Nikt nie wykazywał jakiejkolwiek chęci by pomóc. Jestem w tej szkole zaledwie dwa dni, a zdążyłam ją znienawidzić z całych sił. Już nawet nie poszłam do domu zanieść plecaka. Od razu z przystanku autobusowego ruszyłam w stronę wzgórza, które upatrzyłam sobie wczorajszego dnia. Minęłam tory i weszłam na łąkę. Miałam za swoje. Trzeba było wejść wcześniej do domu i ubrać jakieś konkretne buty, ale nie. Głupia ja. Poszłam w trampkach, które przemokły mi zaraz po pierwszych krokach. Wieś! Mokradła! Jakbym wcześniej nie mogła o tym pomyśleć. 



-WOW! Ale tutaj pięknie.- powiedziałam sama do siebie.

Od przystanku na szczyt wzgórza szłam około czterdzieści  minut. Wyciągnęłam z plecaka brudnopis i narysowałam to miejsce w którym się znajdowałam. Było idealne. Mogłabym przychodzić tu codziennie. Z wioski nikt by nie mógł zobaczyć, co tutaj robię, ponieważ od drzewa do drzewa był wielki, gęsty krzak. Pięć drzew tworzących średniej wielkości pięciokąt. Dwa drzewa stały przed pięciokątem,  na straży. Moja wyobraźnia nie zna granic. Gdy stanęłam twarzą do wioski, po prawej stronie w oddali miałam ruiny jakiegoś zamku. Około 400 metrów za mną był las. Po lewej były łąki i kolejne niższe i wyższe pagórki.

Gdy skończyłam wszystko dokładnie opisywać i rysować w moim brudnopisie od razu wróciłam do domu.

-Tato!!
-Tak?
-Czy te deski i materiały co są w garażu po budowie domu są nam jeszcze potrzebne?
-Nie. Wszystko jutro wystawiam koło kosza, żeby śmieciara zabrała.
-A mogę z nich skorzystać?
-Pewnie. A co będziesz robiła?
-Kiedyś Ci pokaże.  Dziękuję.- byłam tak szczęśliwa, w końcu będę miała swoje miejsce.

Myśli o szkolnych sytuacjach zjechały na boczny tor, teraz myślałam tylko co zrobić na wzgórzu. Jak urządzić się między tymi siedmioma drzewami. Siedem. Szczęśliwa liczba. Czy to oznacza, że w moim życiu niebawem będzie lepiej?

Rozdział 3.

Pierwsza lekcja- historia. Jakoś przeżyłam. Nikt nie kierował w moją stronę żadnych, negatywnych komentarzy. Kolejne zajęcia- chemia. Wszystko było w porządku do momentu w którym nie zaczęłam się udzielać. Chemia i biologia to moje ulubione przedmioty, dlatego wybrałam profil biochemiczny. Na dodatek moja mama pracuje w laboratorium chemicznym. Temat na lekcji był na prawdę prosty, chwilami myślałam, że chcą ze mnie zrobić kretynkę, bo kto w II klasie przerabia łączenia jonowe? Takie rzeczy to podstawa. Ale mniejsza o to.
- Nasze emo chyba za bardzo zadomowiło się w naszej szkole.- usłyszałam rozmowę z tyłu klasy.
- Dajcie jej w końcu spokój.- ułowiłam uchem męski głos, lecz nie miałam pojęcia kto mógłby stanąć w mojej obronie.
Dotrwałam do ostatniej lekcji. Pomyślałam, że jeśli dzień zleciał mi bez żadnych zaczepek, to i teraz obejdzie się bez nich, lecz najgorsze czekało mnie właśnie na koniec. Muzyka. Nauczycielka kazała nam zaśpiewać obojętnie jaki, wybrany przez siebie, fragment piosenki. A cappella (bez podkładu muzycznego), aby zobaczyć jakie mamy glosy, kto z nas ewentualnie będzie mógł występować na szkolnych przedstawieniach. Na pierwszy ogień poszła elita gnębiących mnie dziewczyn. Blondyna, która wczoraj podstawiła mi nogę na korytarzu, zaśpiewała kawałek 'Za każdym razem' Juli. Pod koniec lekcji zostałam już tylko ja. Wszyscy zaśpiewali coś po polsku. Każdy w klasie uważał mnie za inną od wszystkich, wiec nie widziałam powodu żeby zmieniać ich tok myślenia. Wyszłam na środek i zaśpiewałam mój ulubiony kawałek ‘Eye of the tiger’.  Tylko pierwszą zwrotkę i refren. Starałam się najlepiej jak umiałam. Pomagała mi w tym ukochana chrypka w głosie.  


 Elitce opadła szczęka, a chłopcy nagle zwrócili na mnie uwagę. Pani była pod wrażeniem. W klasie zrobił się lekki szum. Przez chwile myślałam nawet, że już mi odpuszczą. Lecz nie, teraz dopiero rozpoczęło się piekło. Gdyby nie była to ostatnia lekcja to przyrzekam, że po tym co usłyszałam, wyszłabym z tej szkoły jak najprędzej.
- Ty pieprzona dziwko. To My jesteśmy tutaj na topie. Chłopaki  mają patrzeć na nas, a nie na takie dziwadło jak ty. Wynoś się stąd. Przenieś się do innej klasy, a najlepiej szkoły. Nie właź Nam w drogę, bo gorzko tego pożałujesz.- rzuciła się do mnie z tipsami bardzo podirytowana blondynka.

Zrobiło mi się tak przykro. Nie. Przykro to za mało powiedziane. Wybiegłam z szkoły. Nawet nic nie odszczekałam do niej. Nie wsiadłam do szkolnego autobusu, tylko poszłam na nogach. Zastanawiam się skąd w ludziach kryje się tyle nienawiści i gniewu. Dlaczego co niektórzy ludzie uważają się za lepszych czy gorszych. Nie zrobiłam ni złego. Nauczycielka poprosiła o zaśpiewanie piosenki, tak też zrobiłam. Popełniłam błąd śpiewając po angielsku? Możliwe. Dlaczego musieliśmy się tutaj przeprowadzić? Dlaczego muszę chodzić do tej przeklętej szkoły? Moja głowa pękała od nadmiaru pytań na które nie byłam sobie sama w stanie odpowiedzieć.

 Prosto ze szkoły poszłam na wzgórze. Usiadłam pod drzewem i zagłębiałam się w myślach. Wszystko wydawało się takie beznadziejne. Bo było. Cała ta sytuacja mnie przerastała.

Rozdział 4

Do domu przyszłam tuż po zmroku. Spokojna. Na twarzy pozostały tylko ślady rozmytego makijażu. Nie wystraszyłam się blondyny. Nigdy nie chciałam być na topie, ani przykuwać czyjegoś wzroku. Piątek. Ostatni dzień męczarni. Każdą jedną przerwę spędzałam w bibliotece. Stolik w najciemniejszym rogu był mój. Od czterech dni tylko ja tam siedziałam. Każde 15 minut przerwy spędzałam na czytaniu. Dziś kończyłam książkę  pt. „Ostatnia Piosenka” mojego ulubionego pisarza- Nicholasa Sparksa.

Przed ostatnią- piątą lekcją dosiadła się do mnie jakaś ruda, niska, lekko piegowata dziewczyna o dość jasnej karnacji.

-Cześć.- powiedziała.
- Hej.- odpowiedziałam szybko, byłam zdziwiona, ze ktoś w tej całej dziczy chce ze mną rozmawiać
- Dobra książka.- oznajmiła.
- Jak wszystkie Nicholasa Sparksa.
- Co racja, to racja. Jestem Marta z IC, profil Matematyczno- fizyczny.
- Alex z IIB. Profil biochemiczny. Miło poznać.- uścisnęłyśmy sobie dłonie

 Na fakt o tym, że chodzę do klasy IIb Marta zaśmiała się, potem powiedziała mi, że jest to najpopularniejsza klasa w szkole. A wszystko przez „Śliczną”. Śliczna. Tak nazywano blondynę, która wczoraj rzuciła się po lekcji muzyki.  

- Sama wiałaś, najpiękniejsza to ona nie jest. Ma na imię Dorota, to córka pani poseł. Należą do dosyć bogatych rodziny. Jak myślisz, dlaczego dookoła niej jest taki tłum? Wszyscy chcą się z nią przyjaźnić ze względu na pieniądze. Uważa, że wszystko jej wolno i niczym, ani nikim nie musi się przejmować.- opowiadała Marta- Jesteś tutaj każdą przerwę?- spytała.
- Tak. Śliczna zagroziła mi, że mam się trzymać od niej i chłopców z tej szkoły z daleka. A tu jest chyba najspokojniej, no i nie wydaje mi się by „Śliczna” mogła by tu zagościć. 
- Widać Gabryś się Tobą zainteresował, zauważyłam że często na Ciebie patrzy. Widać blondynie się to nie podoba. 
- Kto to jest Gabryś? I co Śliczna ma do tego?
- Długa historia. Gabryś to były chłopak Doroty. Byli ze sobą dwa lata, pół roku temu zerwali. Śliczna poszła na imprezę. Wiesz, alkohol, narkotyki i trochę więcej alkoholu. Dobrze się bawiła. Narąbała się. Po czym całowała się z jakimś kolesiem. A przyjaciel Gabriela to nagrał. Myślisz, że Gabryś miał dla niej trochę litości jak zobaczył nagranie? Wyzwał ją od najgorszych.- zachichotała- Ma za swoje. Blondyna dalej do niego coś czuje i nie pozwala żadnej dziewczynie się do niego zbliżyć. Szczerze. Ona jest zdolna do wszystkiego, mogłaby nawet wydrapać komuś oczy.
- Zdesperowana kretynka.- obydwie wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Widzimy się w poniedziałek?- zaproponowała.
- Jasne. Jestem tutaj każdą przerwę.
- To do zobaczenia.- powiedziała.

 Po części byłam szczęśliwa, bo w końcu poznałam kogoś w szkole z kim mogłam normalnie porozmawiać i byłam totalnie w szoku, by ktoś się otworzył do mnie w tak krótkim czasie.
Jeszcze większy uśmiech wywoływał u mnie fakt, że dzisiaj zacznę budowę mini domku na wzgórzu. Pierwszy raz od rozpoczęcia roku szkolnego, wyszłam ze szkoły szczęśliwa. Jak nigdy.W autobusie szkolnym dosiadła się do mnie Marta.

- A ty gdzie mieszkasz, ze dojeżdżasz autobusem?
- Miejscowość dalej.- odpowiedziałam.
- Ja tez.- na ten fakt się uśmiechnęłam- Chciałabyś wyjść za jakąś godzinę?
- No pewnie.
- To umówmy się koło starej piekarni. Wiesz gdzie to jest?
- Jasne. W centrum tej wielkiej metropolii.- zażartowałam, lecz chyba śmieszne to było tylko dla mnie.

Długo się zastanawiałam czy powiedzieć Marcie o wzgórzu i jakie mam zamiary. Rozważyłam wszystkie za i przeciw.

 - Pomogłabyś mi z czymś?- zapytałam.
- Jasne. O co chodzi?
- Jest takie wzgórze z 40 minut od piekarni. Zamierzam tam zbudować taki mini domek, taką mała bazę.- powiedziałam po cichu.
- No dobra.

Tata był akurat w domu. Poprosiłam aby podwiózł mnie i Martę razem z materiałami jak najbliżej wzgórza, w tym wypadku jedynie do końca drogi przy stacji kolejowej. Lepszy rydz niż nic.Razem wtargałyśmy wszystko na górę. Po drodze lepiej się poznawałyśmy. Marta to genialna osoba, pełna pozytywnej energii i uśmiechu. Okazało się, że lubimy podobne rzeczy. Obie jesteśmy fankami zespołów We Are The In Crowd i NeverShoutNever. Na wzgórzu, jedyne co się nam udało zrobić to podłogę i dwie ściany, które przed zejściem do domów przykryłyśmy folią.



- Nieźle to sobie wymyśliłaś.- powiedziała Marta.
- Chcę mięć miejsce odpoczynku. Wiesz relaks, spokojna muzyka. Miejsce spotkań z przyjaciółmi. Takie miejsce gdzie można chodzić po szkole. Teraz to jest nasza miejscówka.- uśmiechnęłam się.
- Im dłużej Cię znam, tym bardziej zaczynam Cie lubić.- powiedziała.

Od razu po przyjściu dodałam Martę na fejsie, po czym pisałyśmy cały wieczór o wszystkim i niczym. Umówiłyśmy się na jutro popołudnie, by dokończyć nasze prace „budowlane” na wzgórzu.  Wiedziałam, że to siedem drzew przyniesie mi szczęście.




***

Gdy się obudziłam, podeszłam do biurka by spojrzeć na szkice wzgórza i pomiary. Jeszcze raz w głowie chciałam przeanalizować plan dzisiejszego ataku. Na zeszycie znalazłam liścik.

„Kochanie. Widziałem twój plan domku. W garażu zostawiłem Ci parę desek, gwoździ, waty do wypełniania szczelin i trochę przezroczystego plastiku na okna. Mam nadzieję, że się przyda. Wyjechałem na tydzień do pracy. Wrócę w piątek wieczorem. Jeśli chcesz to mama może Ci przewieść materiały. Tylko ją poproś. Baw się dobrze. Kocham Cię.
Tata
PS: W białej szafce w garażu znajdziesz 4 cydry. Tylko nic nie mów mamie.”

Rozdział 5

Strasznie się ucieszyłam z prezentu od taty. Gdy tylko Marta przyszła do mnie, spakowałyśmy lżejsze rzeczy i wyruszyłyśmy na wzgórze. Ruda przyniosła ze sobą odtwarzacz MP3 i mini głośniki. Muzyka- najlepszym przyjacielem człowieka. ‘Wieśniackie’ disco polo, którego nikt nie lubi, ale każdy dobrze się przy tym bawi to jest po dobra muzyka. Odbijała nam palma, a jeszcze nawet nie wypiłyśmy naszych Kiwi-Lime cydrów, które taty kuzyn sprowadził z Anglii.


 Po południu mama przywiozła nam resztę materiałów. Szybko wtargałyśmy wszystko na górkę. Pod wieczór miałyśmy gotowe ściany i dach, na który położyłyśmy jeszcze bardzo grubą folię, w razie deszczu. Drzwi były najlepsze, zwyczajna duża decha, którą trzeba było włożyć na chama. Z Martą stwierdziłyśmy, że jeżeli to wszystko przetrwa tydzień to powinniśmy się zatrudnić do Kasi Dowbor. Jeszcze zanim opuściliśmy wzgórze, zrobiłyśmy mini kamuflaż dla domku. Obłożyłyśmy go całego gałęziami i liśćmi. Przynajmniej z daleka nie rzucał się w oczy. Międzyczasie wypiłyśmy po dwa cydry, które były moimi ulubionymi, Marcie również smakowały. Po drodze do domu śpiewałyśmy na cały głos „Ona tańczy dla mnie”. Mam nadzieję, że nikt nas nie słyszał.



Ruda- bo tak ją nazwałam ze względu na kolor włosów- w ciągu tego weekendu stała się moją bliską kumpelą. W niedzielę poszłyśmy na wzgórze, by dokonać ostatnich prac w domku, tzn. uszczelnić szpary pomiędzy deskami w ścianach i suficie, a w miejsca okien wstawić plastik, który łatwo można wyciągną w razie gdybyśmy  chciały przewietrzyć nasz domek. Dwa okna były skierowane w stronę ruin zamku, a jedno w stronę zejścia z wzgórza. Cały ten widok z góry wyglądał fantastycznie-jak z bajki. Nie mogłam się nadziwić, jak wiele zrobiłyśmy z Rudą przez trzy dni. Gdybym robiła to sama, zajęłoby mi to około dwóch tygodni.


 "Our house, in the middle of our street"- śpiewała Marta.


Gdy tak leżałyśmy w domku, myślałyśmy czego jeszcze potrzebujemy, żeby stworzyć w nim fajną atmosferę. W rogu, przydałby się nam stolik, służący również za szafkę. Gdzie mogłybyśmy coś postawić i ewentualnie schować na przykład koce, które byłyby potrzebne gdyby nam się zrobiło zimno. Ruda zaproponowała, że mini głośniczki mogą zostać na wzgórzu, bo ona ma w domu jeszcze dwie pary. Przydałby się nam jeszcze jakieś elektryczne światełka, by rozjaśnić wnętrze, parę laminowanych plakatów i zdjęć.

****

Chodzenie do szkoły przestało być dla mnie wyzwaniem. Wiedziałam, że nie jestem sama. Zawsze mogłam liczyć na Martę. Ruda obiecała, że pokaże mi, który to jest Gabryś i zapozna mnie z innymi osobami.

Zaczailiśmy się za rogiem drzwi od szatni. Na korytarzu pojawił się chłopak z średnią długością, opadającą na oko jasno brązową grzywką, którą trzymał na lewym boku. Miał na sobie przyduży niebieski shirt i czarne rurki. Na nogach miał niebieskie wysokie conversy. Zmierzyłam go od góry do dołu. Czysta perfekcja. Odwrócił głowę by powiedzieć coś do swojego kolegi. Rozpoznałam głos. To on stanął po mojej stronie, gdy Śliczna po raz kolejny do mnie zawarczała na lekcji chemii. Czy to właśnie dlatego Dorota chciała łamać swoje czerwone długie tipsy? Czy tylko dlatego, że Gabryś zwrócił uwagę Blondynie, ta zaczęła się na mnie bardziej wyżywać. Możliwym było, że zazdrość zaczęła ją wzbierać.

Gdy szłam z Marta w stronę szkolnego autobusu, on spojrzał na mnie. Jego ubrania podkreśliły jego piękne  niebieskie oczy. Ten kolor oczu, to właśnie najczęściej przykuwa moją uwagę u chłopców. Zaczynam rozpływać się jak czekolada na słońcu. Poczułam się mała, ponieważ był o o głowę wyższy od mnie i średniej muskularnej budowie. Był ubierany lepiej niż większość wszystkich chłopaków w szkole. Uważam, że i tak najbardziej liczy się to co ma się w środku, a nie jaki się wygląda zewnątrz. Może wyglądać jak nie wiem- Wielki Diament, a być największym chamem świata albo chodzić w obskurnych ciuchach a być perfekcyjnym uczuciowym i utalentowanym mężczyzną. W ogóle o czym ja myślę? I po co? Gdybym nawet chciała do niego podejść, zagadać, to na drugi dzień byłabym martwa.

****

Z dnia na dzień, ludzie z klasy byli dla mnie coraz milsi, a ja czułam się swobodniej. Przestałam ubierać się w szare ciuchy, wróciłam do mojego starego, kolorowego stylu. Czy w szkole, czy po niej, z Martą byłyśmy jak przyjaciółki, które jakby znały się od piaskownicy. Wszędzie razem. Zaczęłam odkrywać zalety mieszkania na wsi. Gdyby nie Ruda, to nie odnalazłabym się tutaj tak szybko.

Gabryś! O Jezu! Jaki on przystojny. Jego spojrzenie zaczarowało mnie. Myślę o nim w każdym wolnym momencie, a najwięcej przed snem.

Rozdział 6

W naszym domku na wzgórzu jest wspaniale. Razem z Rudą, same skonstruowałyśmy sobie stolik. W oknach miałyśmy firanki, a na ścianach wisiały nasze wspólne zdjęcia samojebki. Przyczepiliśmy parę plakatów naszych idoli jak AC/DC czy Michael Jackson. Wisiał tam również plakat zespołu Paramore, no i oczywiście We are the in Crowd i NeverShoutNever.  Od strony wewnętrznej drzwi odrysowałyśmy markerem nasze dłonie i  podpisałyśmy-  Alex ‘n’ Ginger.

Śliczna dalej dawała mi dziwne spojrzenia, nie powstrzymywała się także od nieprzyjemnych komentarzy. Po biologii Marta przybiegła do mnie mnie szybko pod klasę, cała podekscytowana i bardzo uśmiechnięta.

- Słyszałaś już ‘newsa’?- zapytała radośnie
- Jakiego?
- Nie uwierzysz. Nie uwierzysz. Mam takiego „newsa”, że padniesz.- podskakiwała dalej z radości.
- Uspokój się. Ochłoń. Co się stało?- próbowałam ją jakoś doprowadzić do normy.
- Koniec z blondyną. Przeprowadza się za tydzień z matką do Wrocławia.
- No co ty gadasz?- byłam w szoku.- Co masz na myśli?

Z klasy wyszła Dorota z dość poważną miną. Przez chwilę bałam się, że coś do mnie zawarczy, ale nic. Tylko mnie zmierzyła wzrokiem i zasapała głośno. Gdy przechodziła obok, Ruda wybuchnęła śmiechem. Za  Blondyną  z klasy wyszedł Gabryś, który obdarował nas małym uśmieszkiem. Dostałam rumieńców

- Ej.. Teraz przynajmniej będziesz mogła uderzyć do niego i nie będziesz miała problemów.

W końcu! - pomyślałam.



Muzyka.  Pani dzisiaj miała ogłosić swoje typy solówek i duetów na przedstawienie, które odbędzie się w październiku z okazji dnia nauczyciela, wtedy również odbędą się otrzęsiny. 

-Z tej klasy tylko 3 osoby będą występowały na przedstawieniu. Będą to Alex, Dorota i Gabriel- powiedziała nauczycielka. 

W tym momencie ręka ślicznej powędrowała w górę. 

 -Ja już nie wystąpię na żadnym przedstawieniu proszę pani, ponieważ wyprowadzam się do Wrocławia za tydzień- powiedziała Śliczna.

Miło było to słyszeć. Na mojej twarzy ukazał się uśmiech, bo to mogło potwierdzić informacje, które dostałam od Marty.Kamień spadł mi z serca.

- Bardzo mi przykro.- powiedziała nauczycielka, tak jak by ją to w ogóle nie ruszyło.- W takim bądź razie widzę to tak. Alex i Gabryś zaśpiewacie „Nie zmieniajmy nic”. A Ty Alex masz do wyboru dwie piosenki „The Shoop Shoop Song” albo „We found love”. Jak się domyślacie, motywem przewodnim otrzęsin, będzie „Miłość”.


Cała klasa zaczęła szeptać i chichotać.

-To jak Alex? Chcesz coś zaśpiewać?
-Tak.  Tylko ja za bardzo nie lubię współczesnej muzyki. Więc wybieram tą piosenkę Cher.
- I wszystko na ten temat.- uśmiechnęła się nauczycielka.



Trzeba było widzieć minę Ślicznej, gdy usłyszała, że mam śpiewać duet z Gabrysiem. Dolna szczęka jej po prostu opadła. Mina wszystkich, gdy powiedziałam, że nie lubię teraźniejszych brzmień mnie rozbawiła, a Gabryś w momencie kiedy to mówiłam puścił mi oczko, przez co zrobiło mi się gorąco. Gdy opowiedziałam o tym Marcie w autobusie, to pękałyśmy z śmiechu. Powiedziała, że mi zazdrości, bo śpiewam z najseksowniejszym chłopakiem w szkole. O wilku mowa. Wsiadł do autobusu.

-Cześć Alex. – popatrzył się głęboko w moje oczy i poszedł na tył autobusu.
-Hej- głos mi zadrżał, a na dodatek zaczerwieniłam się jak burak.  Najchętniej zapadłabym się w tym momencie pod ziemię.- Co on tutaj robi?- zapytałam Marty.
- Jego babcia mieszka w tym samym bloku co ja. Zazwyczaj jeździ do niej co czwartek i zostaje tam na noc.
- Dobra, nie ważne.

Umówiłyśmy się z Rudą o 15:00 pod piekarnią, by pójść na wzgórze i zrobić porządek dookoła domku i położyć jeszcze warstwę waty i trochę desek na dach, by nie przeciekał.

****

Od kąd wysiadłam z autobusu, o niczym innym nie myślałam niż o tym, że będę śpiewała z Gabrysiem w duecie, moje serce się radowało. Tyle pozytywnych wiadomości jednego dnia.  Międzyczasie odrobiłam zadanie z matmy i angielskiego. Spakowałam co trzeba do sportowej torby i gdy tylko zbliżyła się 15:00 wyszłam w stronę piekarni. Gdy wyszłam zza zakrętu piekarni zobaczyłam Rudą rozmawiającą z Gabrysiem. W momencie miałam myśli, żeby zawrócić i po prostu nie iść tam, lecz już obydwoje popatrzyli w moją stronę. Super- myślałam. W bardziej niezręcznej sytuacji nie mogłam się znaleźć.

-Cześć. – powiedziałam lekko zawstydzona.

Rozdział 7

- Co słychać? – zapytałam, ponieważ zapadła niezręczna cisza. 
- Wszystko dobrze.  Dotrzymacie mi towarzystwa do póki autobus nie przyjedzie?- zapytał Gabriel.
- Jasne.- odezwała się szybko Marta, uśmiechając się w moją stronę.

Nienawidziłam tego uczucia, kiedy on stał blisko mnie. Wszystko było takie niewiarygodnie dziwne. Gdy  spoglądał na mnie, to ja odwracałam wzrok. Gdy on nie widział,  ja się na niego patrzyłam  Gdy coś mówił, to próbował mi patrzeć prosto w oczy, lecz nie mogłam utrzymać tego kontaktu wzrokowego. Jego spojrzenie powodowało to, iż ja ‘ wysiadałam’. Magia niebieskich oczu.


- Skąd jesteś?
- Z Wrocławia.
- Długo już tutaj mieszkasz?
- Nie. Dopiero pod koniec lipca się wprowadziłam.
- Podoba Ci się tu?- wypytywał się z czystą ciekawością.
- Tak, ładne macie krajobrazy.

Krajobrazy?- ale zabłysłam, dzięki tej sztywnej konwersacji na pewno już więcej się do mnie nie odezwie.  Dobrze, ze przyjechał autobus, bo nie wytrzymałabym dłużej tego napięcia  Moja twarz przypominała kolor buraków  W głowie miałam pustkę, a w brzuchu te głupie motyle. Nie wiedzieć zupełnie czemu.

- Nie mogłaś ustać przy tej piekarni, tylko akurat musiałaś do niego podejść?- miałam lekką pretensje do Marty.
- Czekałam na Ciebie, ale zawołał mnie, więc podeszłam.
- Po co?
- Wypytywał się o Ciebie, to znaczy jaka jesteś, dlaczego się tutaj przeprowadziłaś i takie tam pierdoły. Zresztą sama widziałaś jak na Ciebie patrzył. Zafascynował się twoją osobą na maksa.
- Jakby sam nie mógł mnie zapytać, a w ogóle po co mi to mówisz?
- Jak wy rozmawialiście! To była jakaś parodia. Jego głos zaczął drżeć tak samo jak twój,  a na dodatek zrobiłaś się taka wstydliwa, a on zaniemówił jak przyszłaś. W ogóle słodcy jesteście. Pasujecie do siebie.
 -Ough! Ruda. Zamknij się.- miałam dość jej pierdzielenia o Chopinie.
 -No co? Mowie prawdę. Jak Śliczna wyjedzie, będziesz miała pole do popisu.

Siedziałyśmy tak w domku i robiłyśmy zadania domowe. „Robiłyśmy”- Marta robiła, ja międzyczasie myślałam o tym perfekcyjnym chłopaku o niebieskich oczach. Książę na białym rumaku. Czułam się jak w średniowieczu, a to tylko dlatego, że Ruda chyba po raz pierwszy robiła zadania bez używania internetu. Co chwile tylko patrzyła do książki i czytała pytanie, drapała się po głowie i znowu patrzyła na podręcznik. Matoły z nas.

- Alex.
 -Tak?
 - Kiedy ty masz urodziny?
 - 15-go Października. A ty?
 - 14-go Kwietnia. Co chcesz robić na urodziny?
 - Nie wiem. Nawet jeszcze o tym nie myślałam.

Wpadłyśmy na pomysł  ze możemy udekorować domek w środku  Muzykę już mamy, więc możemy zrobić sobie taki miły wieczorek. Nie było sensu jechać na lodowisko, ponieważ nie miałyśmy pewności czy byłoby otwarte. Nie było sensu również jechać do kina, skoro można zrobić coś bardziej oryginalnego.

Marta chciała usłyszeć jak śpiewam po angielsku, bo nigdy jeszcze nie miała okazji. Szybko podjęłam decyzję, ze zaprezentuje jej kawałek Bonnie Tyler, który obydwie uwielbiałyśmy.


Na następny dzień, pani od muzyki dała nam teksty piosenek. Po pierwszej próbie „The shoop shoop song”, stwierdziłam iż zbytnio ta piosenka do mnie nie pasuje, więc zaczęłam prosić panią o inny zestaw piosenek do wyboru. Po krótkim namawianiu zgodziła się. Miałam do wyboru „The power of love”- Jeniffer Rush, „Don’t you remember” - Adele i „My heart will go on”- Celine Dion. Przy Gabrysiu i wszystkich, którzy mieli śpiewać na występie, musiałam wypróbować wszystkie te piosenki, było to lekko żenujące. Bo do "My heart will go on", mam sentyment i  popłakałam się w trakcie jej wykonywania. Może dlatego, że przypominają mi się sceny z filmu „Titanic”.  Głos zadrżał, a łzy zaczęły lecieć na policzek, wybiegłam z sali do toalety.


Co ty robisz? Bądź silna.-mówiłam do siebie. Przemyłam i wytarłam twarz w szkolnej toalecie. Gdy wychodziłam, wpadłam na Gabrysia, który na mnie czekał
- Wszystko w porządku?- chwycił mnie za ręce i po raz kolejny popatrzył głęboko w oczy.
- Tak.- zarumieniłam się i również popatrzyłam mu w oczy.
- Bardzo ładnie śpiewasz, ale przy piosence Celine Dion to większość by się rozkleiła.
- Dziękuję. Ta piosenka zawsze budzi we mnie jakieś głębsze emocje.

Zawsze mam dużo do powiedzenia, generalnie rozgadana ze mnie dziewczyna, ale gdy on jest w pobliżu, zaczynam zachowywać się irracjonalnie i nie wiem co się ze mną dzieje. Blokada. Neutrony rozlały się po mózgu i nie mogą się połączyć. Zero.

-Prze. Prze. Przepraszam.- wyjąkałam - Ale muszę wracać do klasy. –puścił moje ręce. Były takie cieple i delikatne. Boże. I te niebieskie oczy!

Rozdział 8

Stało się oczywistym, że na pewno nie będę wykonywać piosenki z Titanica. Nie mogłam się skupić w klasie. Ciągle marzyłam, aby powrócić na ten korytarz razem z nim. Porozmawiać . Zapoznać się. Przecież on mnie prawie nie zna, a mimo tego jest bardzo pomocny i co do tego jest jeszcze słodsze- troszczy się.

-Kolejną piosenkę- „Nie zmieniamy nic”, śpiewać będą Alex i Gabriel- powiedziała nauczycielka.
Gabryś wziął gitarę do rąk i zaczął grac. Byłam pod wielkim wrażeniem. Śliczny, ładnie śpiewa, gra na gitarze, miły, pomocny. Ile ten chłopak ma jeszcze zalet?- myślałam  Próba mojej i Gabrysia piosenki wyszła znakomicie. Wszyscy w klasie zaczęli klaskać, co było miłe. Piosenka dała mi odwagę, żeby popatrzeć mu w oczy i to nie jeden raz. Sama sobie się dziwie, że nie spaliłam się na miejscu.  Obydwoje daliśmy w sto procent wkładu w tą piosenkę.

Po szkole od razu z przystanku poszłam na wzgórze. Tam w ciszy poćwiczyłam „The power of love” i „Don’t you remember”. Obydwie piosenki mi się podobały, ale nie byłam zdecydowana, którą wybrać.


- Hej!- do domku weszła Marta podając mi reklamówkę z talerzem w środku.
- Co to?
- Moja mama robiła ciasto.
Szybko rozpakowałam. Uwielbiam słodycze. Słodkie to jest lek na wszystko.
- Mmm... Sernik. Moje ulubione ciasto. Dziękuję.
- No problem. Opowiadaj jak tam próba.

Ruda słuchała z niedowierzaniem. Co chwile pytała o szczegóły  Siedziałyśmy w domku tak długo, aż zaczęło się ściemniać. Stwierdziłyśmy, że przydałoby się jakieś światło tutaj, byłoby wtedy przyjemniej wieczorami. Jutro już piątek. Strasznie szybko zleciał mi ten tydzień. Za 5 dni Śliczna wyjeżdża do Wrocławia. Mam nadzieje, ze tam moi się nią zajmą. Podobno ma pójść do szkoły w której ja była uczennicą jeszcze rok temu.

Cześć. Co robisz?- dostałam sms-a.
Kto pisze?- zapytałam, mógł to być przecież każdy.
Gabryś.- moje oczy zaczęły się świecić jak jakieś świece.

- Ruda. Ja Cie zabije.- wydarłam się.
- Za co?- wydawała się przestraszona.
- Dałaś Gabrysiowi mój numer.
- Sorki.- uśmiechnęła się. – Pisze do Ciebie?
- Tak.

O... Heey ;) Siedzę z Martą w domku na wzgórzu. A Ty?- nie wiem dlaczego, ale ‘przez ekranik’ jestem bardziej odważniejsza. Czasem potrafię powiedzieć, co mi ślina na język przyniesie i nawet się nad tym nie zastanawiam- co ma swoje wady.

A nic. Siedzę w pokoju i gram sobie na gitarze. Nie przeszkadzam? Jak coś to napiszę później.- odpisał. Jedyna myślą w mojej głowie było „Awwwww... Jakie to słodkie!”

Może odezwę się do Ciebie za jakieś 20 minut. Bo własnie z Rudą zbieramy się do domu. OK? - napisałam
Dobra. Czekam. ;) – O jezu! Te minki. Jak czytałam, to aż mi się gorąco zrobiło.

-Alex!!!- wykrzyczała Marta
-Tak, słucham.
-No w końcu. Mówiłam do Ciebie przez jakieś 5 minut, ale byłaś tak zamyślona, że nic nie słyszałaś. Ten Gabryś to zna twoje słabe punkty.
- Oj daj spokój. Przepraszam. Idziemy już?
- Właśnie chciałam to powiedzieć.

Minęło dokładne 20 minut.

Heey. Jesteś już wolna?- napisał.

Dla Ciebie zawsze- pomyślałam.  

Rozdział 9.

Pisaliśmy bardzo długo. Nie pamiętam o której wysłałam ostatnią wiadomość, zasnęłam z telefonem w ręku. Obiecałam Gabrysiowi, że go kiedyś zabiorę na wzgórze. Rozmawialiśmy między innymi o tym co lubimy, a czego nie. Zapoznawaliśmy się. W końcu, najwyższa pora. 1 Nieodebrana Wiadomość- oczywiście od niego. Chyba usnęłaś, to dobrej nocy. Do zobaczenia jutro ;*. Gdy tylko zobaczyłam te głupie „;*” na końcu SMS-a, to uśmiechnęłam się szerzej niż zwykle. Wystarczy SMS, jego widok albo samo wyobrażenie jego postaci. Bujam w obłokach. Marta stwierdziła parę dni temu, że zauroczył mnie ten gościu. Ja uparcie twierdziłam, że nie, ale to jest chyba najwyższa pora by powiedzieć Rudej, że miała rację.

Próbowałam skupić się na lekcjach najlepiej jak umiałam, nie udawało się. To, że on siedział za mną, bardzo mnie rozpraszało. Śliczna pilnowała Gabrysia jak jakiegoś psa. Nie dawała mu odejść na krok. A zresztą, niech się cieszy, że jest blisko niej, póki ma okazję. Chciałam tak bardzo odwrócić się do tyłu by spojrzeć na niego choć przez sekundę, zapach jego perfum tak bardzo kusił, lecz nie wiem co jest lepsze- wąchanie czy widok jego i złamana przegroda nosową. 


- W poniedziałek Dorota przyjdzie ostatni raz do szkoły.-powiedziała Ruda.
- Skąd ty skubańcu masz takie informacje?
- Od niewiernej przyjaciółki Ślicznej.
- Nigdy Ci tego nie mówiłam, ale zdolna z Ciebie bestia.- przyznałam Marcie.

Muszę czekać 3 dni, aby ostatni raz usłyszeć, że jestem dziwna, nie z tej planety i tym podobne. Ostatni raz Śliczna da mi ten wiejący chłodem wzrok. Nienawidzę poniedziałków. Ale ten, który właśnie nadejdzie, będzie najlepszy w moim życiu.

- Alex!- ktoś zawołał zza rogu. To był Gabryś. „Alex, tylko nie mdlej na miejscu”- myślałam.
- Masz jutro chwilę? Przyjechałbym do Ciebie, poćwiczylibyśmy trochę do występu.
- Ja, ja, ja, jasne.- zaczęłam się jąkać.
- Wszystko w porządku?- popatrzył się z dziwną miną.
- Tak. O której masz zamiar wpaść?
- Koło południa?
- OK. Czekam. – uśmiechnęłam się, a on poszedł.

Wsiadłyśmy z Martą do autobusu. Ja nadal z uśmiechem pustaka.

- Czy ty wiesz co on właśnie zrobił?- zapytała się Ruda.
- No, umówił się ze mną na próbę.
- Ta! Na próbę! – wybuchła śmiechem.- To będzie twoja pierwsza randka kretynko!
- Przestań dramatyzować.

Ruda sprawiała wrażenie bardziej podekscytowanej. To ja powinnam skakać z radości do sufitu, tymczasem byłam w głębokim szoku.

W co ja się ubiorę? Muszę posprzątać pokój. Dlaczego głupi pryszczu musiałeś wyskoczyć akurat teraz! Serio? W końcu, ktoś pomalował mój świat. Na żółto i na niebiesko. 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Część 2. Rozdział 10

Część 2. Rozdział 11.