Część 2 ( Rozdział 1 - 9)

21 MIESIĘCY PÓŹNIEJ!

Rozdział 1 

Zaczęłam całkiem nowe życie. Nowa szkoła, częstsze wypady do miasta, no a poza tym zawiązałam więcej znajomości. Odkąd tylko Nelly wyprowadziła się z powrotem do Wrocławia (razem z Kajetanem) poczułam ulgę. Kocham ją najbardziej na świecie, ale czasami chciałabym ją zabić. Czułam jakby mnie ograniczała. 'Nie rób tego, nie rób tamtego, powinnaś zrobić to i to, zrób coś wreszcie dla siebie'- to tylko kilka typowych tekstów, które słyszałam na co dzień. Lecz od ponad roku jest inaczej. To ja decyduję o tym co chcę i jak chcę. Dojrzałam? Nie wiem, wydaję mi się, że więcej powagi i rozsądku przychodzi mi z wiekiem. 

1 klasa liceum ogólnokształcącego, nareszcie wyrwałam się z wsiowego gimnazjum i niemiłych wspomnień, które wiązały mnie z tamtą szkoła. Teraz jest inaczej. Codzienne wypady na kawę, bądź do galerii po szkole z dziewczynami, bądź kino czy zakupy. Nie ma to jak mieć szkołę w centrum miasta. 

Zaczęło się już robić chłodniej, lecz kolorowej. Cóż, taka pora roku. A to oznaczało, że moje urodziny są niebawem. To był normalny dzień i nie wiedzieć czemu czułam się zmęczona bardziej niż zawsze. Pędząc na przystanek niczym Speedie Gonzales usłyszałam za sobą wołanie:

- Hej! Alex!- głos znany, lecz nie budzący endorfin. Obróciłam się by zobaczyć, czy poznałam po głosie. 
- O! Cześć Dorota. Jak tam u Ciebie? - nie to, że się we mnie nie zagotowało, było na prawdę blisko. Musiałam jednak rozegrać to jak dojrzała osoba. Przecież nie można ciągle mieć komuś za złe za przedawnione sprawy. 
- Wszystko dobrze. Wróciłam właśnie z Wrocławia, fajne miasto ale troszkę za duże jak dla mnie. - mówiła bez celu - Masz może jakieś wieści od Gabrysia? Totalnie go wciągnęła go chyba ta Wielka Brytania, w ogóle się nie odzywa.

Gabryś. A co ja mogę wiedzieć co u niego. Przysłał mi list, którego nigdy nie przeczytałam, od 2 lat nie dostałam od niego ani jednej wiadomości więcej, wykasował mnie z znajomych, zablokował mnie na komunikatorach. Gdyby nie zdjęcia, które jeszcze trzymam pod kluczykiem, nie pamiętałabym jak nawet wygląda mój ex. 

- Wiesz, dość długo się nie odzywał.- odpowiedziałam bez zastanowienia. 
- Patrz jak się szybko oswoił na nowym lądzie. Gra w zespole, ma dziewczynę, po angielsku śmiga jak wściekły. Chłopak nie do poznania.
- Przepraszam Dorota, muszę lecieć, śpieszę się. 

Nosz co za tępa dzida! Wiedziałam, że konwersacja z nią nie będzie niczym przyjemnym. Myślałam, że wydoroślała i dojrzała, ale nie, charakter ma dalej paskudny. 

Gabryś ma dziewczynę? Gra w zespole? Dopiero po spotkaniu z Dorotą zaczęło mnie intrygować co było napisane w liście od Gabriela. Żałuję, że nigdy go nie posklejałam i nie przeczytałam od dechy do dechy. 

***

Lenka, jedna z moich najbliższych przyjaciółek, którą poznałam na zajęciach w ośrodku kultury na karaoke nie cały rok temu, była znakomitym szpiegiem. Potrafiła wygrzebać najciekawsze rzeczy o ludziach o których się chciało wiedzieć. Nie to, że jesteśmy czarne charaktery, bądź jak te stare dewoty, plotkary co siedzą na ganku i odpalają szluga od szluga. Lena była rumianą, niebieskooką dziewczyną o długich miodowych włosach, jej nos przyozdabiały malutkie piegi które dodawały jej tylko urody. 

- Lenka, mam sprawę. - wspomniałam, gdy pojechaliśmy rowerami nad jezioro. 
- Co jest?
- Czy jakbym Ci podała imię i nazwisko pewnej osoby być coś dla mnie przeszperała w internecie?
- Pewnie. - zgodziła się bez zawahania, lecz po paru minutach odrzekła - Ale kogo i dlaczego?
- Chodzi o mojego byłego chłopaka. Gabryśka. Pamiętasz go może? Chciałabym się dowiedzieć czy ma dziewczynę? Co robi, gdzie mieszka i w ogóle co tylko możesz się dowiedzieć. 
- No, Alex! Nie wiem czy to jest dobre, sama pamiętasz ile czasu upłynęło zanim porządnie stanęłaś na nogi po tym jak cię po chamsku po prostu wykasował z twojego życia, czy na serio uważasz, że to jest konieczne?- widać było że Lenka martwiła się o mnie, sama widziała na własne oczy ile litrów łez wylewałam z siebie nie jednej nocy.
 - Proszę Cię Lena. Zrób to dla mnie. Wszystko będzie dobrze, on już mnie nie obchodzi. 

Lenka się zgodziła lecz ja sama nie byłam przekonana czy tego właśnie chciałam. Czy przez jakieś głupie słowa Doroty muszę rozgrzebywać sprawy, które mnie już nie dotyczą? Na cholerę mi wiedzieć co się dzieje z Gabryśkiem? Z chęcią bym zadzwoniła do Kajetana i bym zapytała w prost co i jak u mojego byłego, ale ten by mi przecież nigdy prawdy nie powiedział, moja 'wpływowa' kuzynka zabroniła nam konwersacji na jego temat. Czy ja choć raz mogę zadecydować o tym co jest dla mnie dobre, a co złe?

W domu czekał na mnie list. Zdziwiło mnie to bo rzadko coś do mnie przychodzi. Od razu rozpoznawanie ten specyficzny charakter pisma. Pomyślałam "o wilku mowa'. Znaczek z królowa Elżbieta widniał w prawym górnym rogu, co nie dawało mi wątpliwości co do adresata.  

Rozdział 2 

Do tej pory nie wydawało mi się, że może mnie to jakoś emocjonalnie ruszyć, lecz samą siebie zaskoczyłam. Po raz kolejny nie wiedziałam, czy miałam przeczytać czy wyrzucić ten list, lecz pamiętając jak ostatnio żałowałam zdecydowałam by otworzyć kopertę. 

'Droga Alex,

Po ostatnim liście wydawało mi się, że nie chcesz ze mną już mieć nic wspólnego. Bardzo Cię przepraszam, za każdą krzywdę jaką Ci wyrządziłem. 

Mam nadzieję, że wszystko u Ciebie dobrze. Będę niedługo w Polsce. Chciałbym się z Tobą spotkać na kawę, jeżelibyś miała tylko ochotę i czas. 

Do zobaczenia.

Gabryś'

Szybko chwyciłam za telefon by zadzwonić do Lenki, potrzebowałam informacji za wszelką cenę. 

- Cześć. Masz już coś? - od razu przeszłam do konkretów.
- Jesteś pewna, że chcesz to wiedzieć?

Czy ja chcę o tym słyszeć? Gdybym nie chciała to bym nie dzwoniła. Gabryś niedługo przyjeżdża, a ja nawet nie wiem co przez ostatnie 21 miesięcy się u niego działo. 

- Jestem gotowa, wyobraź sobie, że jeszcze bardziej niż chciała bym być. 
- Easy tiger- powiedziała Lena, wyczuwając w moim głosie ironię i nutkę zdenerwowania. 
- Wyobraź sobie, że ponad półtora roku po naszym rozstaniu z Gabrychem, ten nagle pisze do mnie list , miał czelność napisać po raz kolejny.- chciałam mówić dalej, byłam tak nakręcona, że byłam gotowa zmieszać go z błotem, to przerażające jak osoba, która znaczyła dla mnie wiele, w tym momencie jest osobą, którą za-ciupałabym na dzień dobry. 
- Dobra- przerwała mi przyjaciółka- więc tak Gabriel Dębicz, zamieszkały w Bristolu, wcześniej mieszkał w Newport. Obecnie jest singlem, przez ostatnich 10 miesięcy był w związku z niejaką Emily Morgan, zaraz Ci zresztą prześlę parę zdjęć, po postach z jej strony na facebooku wydaje mi się, że był to całkiem dobry związek, lecz nie mogę natrafić na powód rozstania. Dalej, Gabryś jest gitarzystą w zespole Electric Strings, który gra raz na tydzień w jakimś pubie w Bristolu. Studiuje muzykę w college-u.
- I coś jeszcze?
- Ma zaplanowaną wizytę w Polsce na następny tydzień. 
- Następny tydzień?- byłam w totalnym szoku, nie spodziewałam się, że to będzie tak szybko. 
- Dokładnie 14 października przylatuje. 
- Przyjdź do mnie proszę jeśli masz chwilę.- poprosiłam.
- Będę za 30 minut.

14 października? Przecież to dzień przed moimi 17. urodzinami. I co teraz? Mam go przywitać pewnie jeszcze na dodatek z otwartymi ramionami i podziękować za to, że nagle wykasował mnie z swojego życia? Z chęcią oddam mu te jego wszystkie koszulki i bluzy. Na dodatek może mu jeszcze ciasto ugniotę, a na przywitanie załatwię mu orkiestrę dętą.  A jak! Niech będzie z przytupem.

Siedzieliśmy z Leną i próbowaliśmy dość do odpowiedzi na pytanie dlaczego napisał.

-Popatrzmy na to racjonalnie.-powiedziała przyjaciółka- gdyby tak naprawdę zależało by mu na szybkim i łatwym kontakcie, odblokował by Cię na facebooku.
- Myślisz, że boi się konfrontacji? A może po prostu jest mu tak łatwiej przez listy. W sumie nie dziwi mnie to, kiedy jeszcze byliśmy razem, miał tendencje do zostawiania karteczek o tym gdzie jest, co robi i o której mieliśmy się spotkać i gdzie. 
- Próbujesz go bronić? Na prawdę, nie mam pojęcia, nie rozumiem chłopskiego rozumu. 

  Zastanowiło mnie coraz bardziej dlaczego w ogóle do mnie napisał. Czy nie mógł po prostu przylecieć, nie mówiąc nic. Nie miałabym mu za złe gdyby po prostu, zwyczajnie się ze mną nie spotkał. Przecież przez ostatnie 21 miesięcy było to normalne- milczenie. 

Telefon. Nelly. Jeszcze tej mi tego dnia brakowało. Dobrze, że była w dobrym humorze, a nie marudziła jak ona to zawsze robi. 

- Hello, Hello Kuzynka. 
- Hej. Dzwonię tylko, żeby się zapytać czy wszystko u Ciebie w porządku ale także poinformować Cię, że przyjeżdżam z Kajetanem 14 października, oczywiście zatrzymam się u Kajetana. 
- Fajnie, to znaczy, że przyjedziecie na jakiegoś torta w moje urodziny?
- A Ty myślisz, że na co my przyjeżdżamy?
- Super to widzimy się niebawem.- powiedziałam i zbliżałam rozmowę ku końcowi. 
- HOLA! HOLA! Nie rozłączaj się jeszcze. Mów co ci jest, bo słyszę po głosie?
- Wszystko dobrze. Przepraszam, muszę już iść mam gościa w domu teraz- skłamałam, byłam w domu samiutka. 
- U... chłopak?- zapytała zainteresowana kuzynka. 
- Muszę już iść, narka. 

'Chłopak' pomyślałam sobie w myślach. Bo mi jest potrzebny jakaś kolejną ofiara losu, która rozkocha, a potem odjedzie w tak zwaną siną dal. 

Rozdział  3

14 październik nie ubłagalnie naciągnął. Nie wiedziałam czy na moje szczęście czy też nieszczęście. Po szkole musiałam iść do sklepu po znicze i kwiaty. Od dwóch lat moje urodziny łączyły się z tragedią jaką była tragiczna śmierć Marty. 

Czasem miałam wrażenie jakby to wszystko stało się wczoraj, jakbyśmy siedzieli z Gabrysiem w domku na wzgórzu, czekając na Martę by rozpocząć małą celebrację urodzinową. No ale. Minęło w zasadzie kopę czasu i czasem było mi smutno i źle, czasem również obwiniałam się za to wszystko, lecz wiem, że poniekąd wszystko to jakoś musiało być niestety pisane. 

Przez te dwa lata trudno mi było dojść do siebie, korzystałam z pomocy przyjaciół i pedagogów, chcieli mnie wysłać do psychologa, lecz nie miałam jakoś ochoty błądzić po instytucjach. Nie było łatwo, zawsze próbowałam pokazać, że byłam silna, lecz zawsze jakaś nutka bólu wychodziła ze mnie kątem oka. 

* * *

Wracałam z pełnymi torbami do domu. Oczywiście po drodze musiałam odwiedzić galerię by kupić sobie jakiś ciuch na jutrzejsze 'przyjęcie'. Było przeraźliwie zimno jak na 14 października, mglisto, chłodno lecz na szczęście kolorowo. Jedyną ciepłą bluzę jaką miałam to bluza Gabrysia, którą zawsze ze sobą nosiłam do szkoły. I tu chcę tylko wytłumaczyć, że wcale za nim nie tęsknie, totalnie mam go gdzieś, ale bluza jest ciepła i jest moja.

Wchodziłam w podwórko domu gdy nagle za filarem ganku zobaczyłam czająca się postać. Nie widziałam dokładnie. Pomyślałam, że to Nelly przyjechała wcześniej i chce mnie wystraszyć, lecz gdy podeszłam bliżej i już mogłam zobaczyć kto ukrywał się za filarem w głowie biły mi już dzwony, które alarmowały '14 PAŹDZIERNIKA'.   

To był on. Stał na przeciwko mnie w milczeniu. Wyglądał zupełnie jak wtedy, Ciemnoblond grzywka opuszczona na lewe oko, beanie, ubrany w skórzaną kurtkę o kolorze przypalonego brązu i jak zawsze rurki z trampkami. 

- Cześć. - przerwał milczenie i wyciągnął zza siebie piękne czerwone róże. 
- Cześć. - odpowiedziałam.

Zapadła niezręczna cisza, jedyne co mogłam słyszeć to stukanie zniczy, które stukały o siebie przez moje drgające ręce. Serce waliło mi jak dzwon. 

- To dla Ciebie.- powiedział, wręczając mi bukiet.
- Dziękuję. Wejdziesz może do środka na kawę?- zapytałam z uprzejmości, bo najchętniej to bym go kopnęła w cztery litery i powiedziała, żeby poszedł skąd przylazł. 
- Tak z chęcią. Pomóc Ci z torbami? 
- Dam sobie radę.- odparłam. Przecież zawsze dawałam sobie radę sama kiedy go nie było. 

Gabryś usiadł w kuchni, gdy międzyczasie odkładałam zakupy i próbowałam się ogarnąć. Podeszłam do wieszaka by odłożyć bluzę.

- Ciepła, co?- zapytał się z ciepłem w głosie.
- Przepraszam?- nie do końca zrozumiałam o co mu chodziło. 
- Bluza, którą Ci kiedyś dałem, jest ciepła.
- A... tak. Tak. - przełknęłam ślinę- To opowiadaj, jak tam życie za granicą? Studiujesz? - próbowałam odciągnąć od tematów wspominkowych, nie chciałam by nasza rozmowa była na temat tego co było kiedyś, na pewno doprowadziło by to do wojny, bynajmniej z mojej strony. 
- Dopiero co się tam zadomowiłem. Znalazłem swoje środowisko, paru kumpli, zacząłem studia w college-u. 
- Muzyka?- spytałam, mimo i znałam odpowiedź. 
- Tak. Poza tym mieszka się tam całkiem dobrze, myślę, że za dużo dramatyzowałem zanim wyjechałem, życie bez ojca jest pełne relaksu, czujemy się z mamą jak na wakacjach. 

'Dramatyzowałeś bo nie chciałeś mnie zostawiać i bałeś się o nasz związek'- pchało mi się na język, ale milczałam.

- Robisz jutro jakąś imprezę, w końcu wiesz, to Twój wielki dzień?- spytał, czyli jednak pamiętał o moich urodzinach.
- Robię małe spotkanie dla najbliższych- podkreśliłam- przepraszam, ale nie mam za dużo czasu dzisiaj. Może spotkamy się kiedy indziej, na przykład pojutrze, w niedzielę. Co ty na to?- widziałam jak z twarzy Gabrysia znikał uśmiech jak to mówiłam, próbowałam jednak nie utrzymywać z nim kontaktu wzrokowego, żeby sobie nie myślał, że coś jeszcze do niego czuję.
- Miło by mi było. Przyleciałem tylko na tydzień, głównie ze względu, żeby zobaczyć się z babcią, znajomymi, zatęskniłem za tymi górami i lasami a najbardziej za Tobą Alex.- wtedy położył swoją rękę na mą, jednak szybko wstałam i się obróciłam. 


To były słowa których nie chciałam słyszeć. Wyprowadził mnie z równowagi i mimo tego nie chciałam to eksplodowałam niczym elektrownia w Czarnobylu. 

Rozdział 4 

Jak mógł za mną tęsknić? To on chciał się bawić w chowanego przez blokowanie mnie wszędzie i pisanie durnych  liścików. Rozpoczęłam kłótnie, zresztą sam się o to prosił. Czułam jak każda cząstka mnie drżałam z emocji i rozwścieczenia.

- Tęskniłeś? Chyba jesteś śmieszny. Obiecywałeś, że się będziesz odzywał a milczałeś jak grób. Nie miałeś nawet czasu odpisać na głupie wiadomości. Widziałam, że je czytałeś, ale co? Nie łaska było odpisać?- podniosłam stanowczo ton głosu. 
- Sama dobrze wiesz, że zmiana miejsca nie jest taka łatwa.
- Napisanie paru słów dziennie jak: Cześć, Jak tam czy nawet pieprzone wal się. Nie, czytałeś wiadomości i nie odpisywałeś. Może po prostu było Ci tak łatwiej? Ignorowałeś mnie bym zniknęła z Twojego życia, a potem mnie zablokowałeś na wszystkich portalach.
-Tak było lepiej Alex.- dalej odpowiadał spokojnie, jak niby nigdy nic. 
- Lepiej, co lepiej? Było Ci łatwiej myśleć jak codziennie czekałam na wiadomość, jak każdy pieprzony dzień bez Twojego odzewu ranił jeszcze mocniej. Pewniej było lepiej dla Ciebie mnie ignorować, ale nie pomyślałeś jaki to ból wszystko sprawiało.- Podeszłam jeszcze bliżej, by dokładniej mnie słyszał, mimo iż tak i tak chyba nie dało się bardziej już wydrzeć. - Sam powiedz, ile czasu Ci zajęło by się mnie pozbyć? Tydzień, miesiąc? Zdecydowanie nie za długo, skoro zdecydowałeś się na związek z jakąś lalką z wysp.
- Skąd wiesz o Taylor?- był totalnie zdziwiony, że wiedziałam o niej.
- A... Myślałeś, że się nie dowiem? Może mnie zablokowałeś i ja nie widzę wszystkiego, ale przypominam Ci, że mamy wspólnych znajomych. 

Strasznie się czułam z tym, że tak bardzo się na niego wydzierałam i że jego pobyt odwiedziny od razu przeszły od normalnej rozmowy w burzę. Podczas kłótni, próbowałam patrzeć mu się w oczy, ale nie dawałam rady. Jego spojrzenie działało na mnie niczym zaklęcie, tak jakby chciał mnie po prostu przyciągnąć do siebie. 

- Obiecałeś, że będziesz przylatywał. Jakoś chyba Ci się nie udało spełnić tej obietnicy. A ja czekałam, jak zawsze. Chciałam lecieć nawet do Ciebie w pierwsze ferie po tym jak wyleciałeś, ale jak tu jechać skoro nawet nie mogłam się z Tobą skontaktować? - robiłam mu dalej pretensje. 
- Przepraszam.- chyba poczuł się winny, potem zamilkł, miał taki wyraz twarzy jakby nad czymś myślał.- Czekaj, ty nie czytałaś od mnie pierwszego listu, prawda?

Ciekawe co było, aż tak ważnego w tym liście? Zżerało mnie sumienie, że nigdy nie próbowałam nawet go posklejać albo chociaż przeczytać fragmentu. 

- Nie, nie czytałam.- przyznałam się i zarazem zniżyłam ton głosu- A zmieniło by to coś niby Gabryś? - zapytałam z ciekawości. 
-Nie wiem, przez długi czas się nie odzywałem bo na początku się bałem dowiedzieć, co i ciebie słychać. Nie chciałem słyszeć, że było Ci źle, rozwaliło by mnie to wtedy zupełnie. Całą ta przeprowadzka była tak trudna, sama wiesz jak to jest się przeprowadzić, nie znasz nikogo dookoła, a tam na dodatek jeszcze gadają w innym języku. Wszystko było powyżej limitów. Z dnia na dzień bardziej się męczyłem. To była taka niemoc, rozumiesz?  Napisałem, Ci to wszystko, chciałem się spytać czy myślisz, że powinniśmy pójść własnymi drogami. Sama wtedy już przestałaś do mnie pisać, coraz rzadziej mi pisałaś. I na prawdę przepraszam, że odpisywałem po chamsku i raz na tydzień. Zapytałem czy widzisz w tym jeszcze wszystkim sens, lecz nigdy nie doczekałem się odpowiedzi. Zablokowałem Cię wszędzie, bo po prostu nie odpisałaś, każde Twoje zdjęcie czy post wracał mnie w czasie, czułem, że to był czas by po prostu pójść dalej, własną drogą. Przepraszam Alex. 

I co miałam powiedzieć? Co zrobić?Obróciłam się do niego tyłem by oprzeć się na blacie kuchennym. Opadły ze mnie siły. Z jednej strony widziałam, skąd miał taką opinię i dlaczego myślał, że powinniśmy pójść własnymi drogami. Nie wiem czy byłam głupia, by wierzyć, że to wszystko mogło przetrwać, czy, że byłam tak pusta by nie przeczytać listu. Miałam do siebie wiele żalu, ale także miałam żal do niego za milczenie. Ta rozmowa nie miała się wydarzyć, te spotkanie w ogóle nie miało się wydarzyć, Do dziś był dla mnie przeszłością, zwykłym ex, a teraz zjawił się tutaj prosząc o wybaczenie? Czego on tak na prawdę chciał? Niczego już nie rozumiałam. Poczułam jak po policzku zaczął spływać mi strumyczek łez. Słyszałam ciche stąpanie, czułam jak Gabryś był tuż za mną.

- Wiesz Alex, czas wszystko pokaże. Przez ten cały czas doszło do mnie jak bardzo mi na Tobie zależy, inaczej bym dziś tutaj nie przychodził. Czuję jakby ta iskra między nami nigdy nie zagasła. 

Popatrzyłam się na piękny bukiet róż od niego i nagle je wyjęłam i sekundę później już stałam przodem do niego. 

-Zabieraj te kwiaty i wyjdź.- popatrzyłam mu prosto w oczy, mówiąc stanowczo.
- Alex...
- Nie!- przerwałam- Czego ty człowieku od mnie oczekujesz? Że zjawisz się tak nagle i wejdziesz z swoimi brudnymi buciorami w moje życie na nowo?

Drzwi wejściowe od domu uchyliły się lekko. W drzwiach stanęła Nelly z Kajtkiem. Stałam jak ta wariatka, cała rozmazana z bukietem róż w dłoni. Z Gabrysiem na przeciwko mnie. To wszystko wyglądało tragicznie. 

Rozdział 5

Sytuacja nie mogła wyjść bardziej z pod kontroli. 

-Cześć Nelly, cześć Kajtek.- powiedzieliśmy z Gabrysiem dosłownie w tym samym momencie, drżącymi głosami. Odgarnęłam włosy za ucho- Gabryś już właśnie wychodził.- dodałam. 

Moja kuzynka miała wystraszone lecz groźne oczy. Mogłam z nich wyczytać, że nie wiedziała co się stało, ale już spiskowała teorie, martwiła się. 

-Kajetan, kochanie. Może odprowadzić przyjaciela? Dawno nie rozmawialiście.- zaproponowała kuzynka. 
-W zasadzie to dobry pomysł.- odrzekł Gabryś, odwrócił się delikatnie w moją stronę i nachylił się nad moim uchem- Mam nadzieję, że zobaczymy się w niedzielę. Wszystkiego Najlepszego na jutro.- wyszeptał na ucho, aa ciepło jego oddechu, które obiło się o moją skórę spowodowało lekkie, że przeszły przez mnie ciarki. 

Gabryś wolnym krokiem stąpał ku wyjściu, a atmosfera stała się bardziej napięta. Nelly odprowadzała go wzrokiem, patrząc z pogarda, a ja nie mogłam powstrzymać łez. Drzwi się zamknęły. A Nelly podbiegła do mnie bym wpadła prosto w jej ramiona . Przez moment nic nie mówiła, tak jakby rozumiała, że nie mam siły o tym rozmawiać lecz czułam, że ją całą korciło od słów zapytania. Nelly uwielbiała wpychać swojego nosa wszędzie, czułam jakby była Sherlockiem Holmesem. 

- Nie pytaj o nic. Mam i tak namieszane w tej mojej głowie, gorzej niż wcześniej. - powiedziałam, wrzucając bukiet kwiatów do kosza na śmieci. 
 - Nie pytam. Z tego co widzę to wiem, że nie jest to dla Ciebie łatwe. Patrząc na to z drugiej strony to musiał mieć coś na sumieniu skoro to przyszedł Cię odwiedzić. Miłość? Przeznaczenie? Wiesz, że go bardzo lubiłam, zanim Cię zostawił oczywiście. Gabryś to spoko chłopak, trochę zagubiony, ale całkiem w porządku. - mówiła jakby po tych wszystkich słowach okrytych jadem, które rzucała na niego gdy się do mnie nie odzywał, teraz chciała go 'uniewinnić'. 
 - Chciałabyś coś do picia?- próbowałam zmienić temat. 
- Nie, dziękuję. Przyjechaliśmy się tylko przywitać, zaraz jedziemy do Kajtka. 
- A ja mam ochotę na cydr gruszkowy, w końcu mam pozwolenie, a poza tym jest weekend.
- A gdzie ciocia z wujem?- zapytała Nelly, chyba włączył jej się syndrom nadopiekuńczości. 
- Polecieli do Kanady w odwiedziny do znajomych. Wracają za tydzień. Miałam lecieć z nimi, ale ze względu, że moje urodziny były w terminie to zrezygnowałam.- powiedziałam, międzyczasie szukając składników na sernik. 

Nie planowałam jakiejś wielkiej imprezki czy domówki. Tort, który muszę jutro odebrać z cukierni, parę ciast i ciasteczek- trochę zrobię, trochę kupię, pizza- oczywiście domowa , czipsy, paluszki i muzyka. A... alkohol. Niby dozwolone od lat osiemnastu, ale kto z nas aktualnie nie lubi sobie wlać w gardło w różne okazje. 

W wejściu stanął Kajetan, śmiejąc się pod nosem.

- A Ciebie co tak bawi?- stanęłam w przejściu z miską, wyglądając na pewno komicznie.
- Kocham Was po prostu. Ten ryczy, ty ryczałaś. On próbuje pokazać jak tęsknił, Ty masz to, za przeproszeniem, w dupie. To tak jak wtedy kiedy wyleciał, on miał Cię w dupie a ty tęskniłaś. No jesteście po prostu warci sobie. Przeznaczenie, nie sądzę. 

Nelly dawała mu znak międzyczasie, żeby przestał gadać, ale to jest Kajtek jak już zacznie to nie skończy do póki nie skończy. 

- Kajtek, wychodzimy. Późno już.- stwierdziła kuzyna. 
- Jest dopiero osiemnasta?- stwierdził ironicznie, co było w miarę zabawne.
- Wychodzimy.- powiedziała bardziej stanowczo. 

Nelly nic się nie zmieniła, prócz tego, że trochę wydoroślała z wyglądu i teraz ma czarno- turkusowe ombre. Lecz dalej była tym samym tyranem w związku niczym mikstura krwi Stalina i Hitlera. To ona nosiła spodnie w ich relacji. 

- Fajnie Cię było widzieć Alex- powiedział Kajtuś. 
- Do jutra i nie pij za dużo, zostaw coś na jutro- zaśmiała się kuzynka. 
- Spadajcie już. Kocham Was. Do jutra.- odparłam. 

****

Próbowałam upiec jak najwięcej, żeby w dniu urodzin mieć jak najmniej do roboty. Sernik schładzał się w lodówce. Jabłecznik już wypiekał się w piekarniku. Następne w kolejce do pieczenia było ciasto czekoladowe z orzechami (coś w stylu 'brownie'). Ciasto do Walijskich ciasteczek z rodzynkami, było już gotowe do wolnego smażenia na patelni. 

Butelka półsłodkiego czerwonego wina spoglądała na mnie kusząco z półki przeszklonego barku. 

- A... co mi tam. Raz się żyje.- powiedziałam do samej siebie i chwyciłam za kieliszek by wypełnić go w połowie winkiem. 

W tle puszyłam sobie najbardziej ulubione melodie: Don Broco, AS IT IS, Fall Out Boy i inne rockowe melodie, przez co polepszył mi się humor i miałam lekką głupawkę. 



'Nie chciałem słyszeć, że było Ci źle', 'Bardzo mi na Tobie zależy', 'Tak było lepiej'. Każde zdanie wypowiedziane przez mnie, bądź Gabrysia w czasie kłótni obijało mi się teraz o uczy. Były niczym dzwony. Zastanawiałam się coraz bardziej dlaczego tak właściwie do mnie przyszedł. Czego tak właściwie chciał? Wybaczenia, czy może chciał czegoś więcej. Może chciał tylko wyrazić skruchę? Nie wiedziałam co miałam myśleć. 

Kolejny kieliszeczek wina, powoli mi zaczynało szumieć w głowie. Myśląc o tym wszystkim zrozumiałam, że również za nim tęskniłam, lecz tak na prawdę nigdy nie chciałam dopuścić do siebie tego faktu. Mimo tego że czułam nadal tą ogromną złość za jego ignorancję, to on dalej dla mnie był ważną osobą. 

Przez to myślenie spaliłam kilka Walijskich ciasteczek. Od temperatury w kuchni oraz od tego piekielnego wina zrobiło mi się strasznie gorąco. Jednak to nie znaczyło, że miałam sobie odmówić kolejnej lampki. 

- Pójdę do niego i mu po prostu powiem, że go nienawidzę, ale również, że za nim tęskniłam. - wymamrotałam do samej siebie, czułam, że byłam już na lekkiej fazie alkoholowej, ale to mi nie przeszkadzało, było mi to wręcz na rękę, w końcu jestem bardziej rozmowna i odważniejsza po procentach.

Z tego co Lena ustaliła Gabryś zatrzymał się u swojej babci czyli około 10 domów dalej. Po sąsiedzku. 

Zanim wyszłam wstawiłam ciasto czekoladowe do piekarnika, żeby lekko urosło. Lekko chwiejnym krokiem ruszyłam ku wyjściu zostawiając za sobą cały ten nieład w kuchni. Perfekcyjna Pani Domu- a już mi. 

'To jest głupi pomysł, to jest na prawdę głupi pomysł' powtarzałam sobie w głowie wchodząc do bloku gdzie mieszkała babcia Gabrysia. 

Zapukałam do drzwi, a zarazem chciałam się pieprznąć w czoło, miałam ochotę wrócić do domu, lecz usłyszałam nadchodzące kroki, no i kto otworzył drzwi? Gabryś.

- Alex?- mój widok go totalnie wmurował, lecz wcale się mu nie dziwię, sama bym się zdziwiła gdyby też do mnie jeszcze dzisiaj w nocy przyszedł po takiej kłótni. 
 - Prze.. prze.. przepraszam, że ci przee...szkadzam.- wymamrotałam i nie wiem dlaczego mi to tak wyszło.
- Alex, piłaś.- stwierdził. 
- Może i prawda, ale proszę musimy pogadać. Proszę. 
- Dobra. 
- Może pójdziemy do mnie?- zaproponowałam.
- Jasne, zresztą wiesz jak tutaj jest. Nie mam prywatnego kąta, żeby na spokojnie pogadać. 

Szliśmy w milczeniu, kątem oka widziałam jak jego buzia była uśmiechnięta. Usiedliśmy na kanapie w salonie. Obok siebie. 

- Słuchaj- zaczęłam.- Przepraszam za wcześniej. Strasznie mi głupio. Chcę tylko powiedzieć, że nienawidzę Cię za to, że odszedłeś i się nie odzywałeś.- mówiłam mu prosto w oczy- ale i tak za Tobą...

Hej Motyle! Nie latały w mym brzuszku od długiego czasu. Jak on dobrze całuje. Zawsze dobrze całował. Totalnie wróciłam się w czasie. Czy mogłam go nienawidzić dlatego, że kochałam? Nie ważne, to się nie liczyło, jedyne co się liczyło to, to że był przy mnie i na nowo rozgrzał mnie do czerwoności lecz swoją namiętnością. Sama nie wiedziałam, że tego chciałam, nie było to w mojej intencji. Zaskoczenie. W momencie kiedy nasze usta się spotkały na nowo poczułam się jak w dniu moich urodzin, dwa lata temu, kiedy po raz pierwszy nasze wargi się zetknęły. 

- Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać. - przyznał. 
- Tęskniłam za Tobą debilu!- przyznałam, po tym chwyciłam go za szyję, by przybliżył się na nowo i całował dalej. 

Gabryś na chwilę przerwał i wyglądał tak jakby coś go intrygowało. 

- Alex, coś się pali.
- K*rwa mać! Ciasto!

Rozdział 6

Pamiętałam by patelnie ściągnąć z palnika, ale piekarnika to już zapomniałam wyłączyć. Pamięć rybki Dory. Rozpoczęła się akacja ratunkowa o nazwie 'Ocal dom'. Otworzyłam piekarnik, z którego buchnął szary dym. 

-Otwieraj okna, zaraz czujka...- wołałam do Gabrysia, lecz nie dałam rady dokończyć zdanie, kiedy to czujnik dymu zaczął warczeć, wyć i piszczeć na cały dom- ...się włączy. 

Gabryś wziął poduchę z sofy i zaczął wachlować nią czujnik, by przestał. ja wzięłam czerwone rękawice i chwyciwszy czarne ciasto wywaliłam je przez okno razem z blachą, te zaś parowało na dworze niczym szalone. Szarość powoli opadała w domu i widoczność stawała się lepsza. 

Jaki z tego morał? Nastolatki, które mają rozterki pod żadnym pozorem nie mogą pić i gotować. Zresztą nastolatki do 18 roku życia nie powinny w ogóle pić- bynajmniej według prawa, aaa chrzanić to. 

Sytuacja pod kontrolą. Humory poprawiły nam się podczas tej akcji. Śmiechy, chichy. Nie było czuć tego spięcia, jakie miało miejsce dzisiejszego popołudnia. 

- Wygląda na to, że nici z ciasta.- powiedział Gabryś próbując się przy tym nie śmiać. 

'Jak to nici, skoro takie super ciasteczko stoi właśnie na przeciwko mnie' - pomyślałam, lecz zaraz z drugiej strony coś powiedziało 'Alex, Kobieto, Weź się opanuj' z kolei z drugiej strony kolejna myśl 'Pocałuj go! Na co czekasz?' Kochany mózgu, dlaczego mi nigdy nie dasz odpocząć! 

- Jutro skoczę po jakieś kupne, nie będę już udawała, że jest ze mnie super cukiernik. 

Okna dalej były otwarte, a w domu dalej było czuć lekką spaleniznę. Leżeliśmy pod kocem, wpatrując się w czarny ekran telewizora. Lekkie podmuchy jesiennego, nocnego, chłodnego powietrza oziębiały nasze stopy mimo, iż tak były ukryte pod kocem. 

Oparłam głowę o jego ramię i myślałam jak paskudnie się zachowałam w stosunku do niego, głupio mi było, że okazałam niepotrzebną wściekłość . Mimo, iż nasze ciuchy śmierdziały dymem, to zapach jego perfumów dalej dawał się we znaki. Objęłam go, wtulając się jeszcze w jego ramię bardziej i wtedy zauważyłam, że jego ramiona są bardziej umięśnione, a klatka piersiowa większa. Ćwiczył. A nigdy nie był osobą sportu. 

- Masz może jeszcze jakieś piwko?- zapytał. 
- Tylko cydry.- odpowiedziałam skromnie. Wiem, że bardziej lubił popijać lager'y, a niestety nie miałam nic takiego.
- Jak dla mnie bomba.- powiedział, ale chyba tylko z uprzejmości, no chyba, że w tej Wielkiej Brytanii baryłka piwa spadła mu na głowę i coś się odmieniło. 


Sączyliśmy cydr, kiedy w telewizji rozbrzmiewał głos Christiny Aguilery, oglądaliśmy Burleskę. Przecudowny musical. 

-Tęskniłem za Tobą, myślałem, że już nigdy nie będziesz chciała ze mną rozmawiać.- powiedział szczerze, bynajmniej tak mi się wydawało. 
- Ja też tęskniłam, lecz nie wiedziałam co robić, nagle byłeś daleko od mnie, a mnie po prostu trafiał szlak. Początkowo nie mogłam się z tym pogodzić, że Cię nie ma lecz z czasem powoli dawałam radę. 
-Chciałbym Ci to jakoś wynagrodzić, nie mogę obiecać, że będzie tak jak było, ale chcę przyrzec, że będę walczył bo było jak najlepiej i żebyśmy już na zawsze byli razem. Pasuje?

Zatkało mnie, patrzyłam w jego oczy niczym zahipnotyzowana. Bezsilność i brak słów przezwyciężyły, jedynie tylko przytaknęłam głową, że owszem pasuje. 

Wstałam by pozamykać wszystkie okna, zostawić kilka uchylonych by dalej się lekko wietrzyło.

- Mogę zostać u Ciebie na noc?- zapytał.
- Jasne. - odpowiedziałam spokojnie, a w głowie piszczałam z radości- Jeśli chcesz wziąć prysznic to śmiało Gabryś. Jakieś twoje spodenki i koszulki są u mnie w szafie, wiesz zresztą gdzie wszystko jest.- oznajmiłam. 

Gdy tylko wziął wszystko i drzwi od łazienki się zatrzasnęły, pobiegłam szybko do pokoju poprawić makijaż, przebrać bieliznę na bardziej seksowną- nie wiem na jaką cholerę- i w ogóle się poprawić. Poczułam lekkie uderzenie alkoholu w głowie, śpiewałam do siebie durne piosenki z lat osiemdziesiątych, śmiałam się do samej siebie i myślałam o jego ustach... miękkich, słodkich, delikatnych. 

Prześcieliłam łóżko w pokoju, zapaliłam parę świeczek na biurku i parapecie. Skrzypienie otwierających się drzwi odwróciło mój wzrok w ich kierunku, a w drzwiach stał on. W spodenkach. Krople wody spływały po jego klatce piersiowej. Ręcznik miał przewieszony przez szyję. 

- Sorry, zapomniałem wziąć koszulki.- oznajmił. 

'Nie będzie Ci potrzebna' pomyślałam. 

Podeszłam i złapałam za końce ręcznika ciągnąc w je w swoją stronę, do póki nie był wystarczająco blisko by wiedzieć czego chciałam. Pocałunku, tak długiego jak te dni w których go przy mnie nie było. Poczułam jego dłonie przeczesujące moje włosy, potem delikatnie wsuwające się pod koszulkę. Czułam bijące ciepło jego skóry na mojej. Czułam, że to był moment kiedy chciałam więcej.

Rozdział 7

Niespodziewanie złapał mnie za biodra. Uniósł w górę. Zwinnie oplątałam swoje nogi w ogół jego pasa. Położył mnie delikatnie na miękkim łóżku. W tle rozbrzmiewały jakieś rockowe miłosne ballady. Wzięłam jego dłoń, naprowadzając ją na swój brzuch. chciałam mu pokazać, że czuję się gotowa. Jego opuszki palców ostrożnie głaskały mnie po nim. Poczułam jakby nagle zabrakło powietrza w pokoju, atmosfera była bardzo gorąca. Czułam jak na plecach Gabrysia tworzą się krople potu. Poczułam jak moja koszulka wędruję w górę, czuję lekki podwiew powietrza na biodrze. Koszulkę mam już na szyi, Gabryś wznosi ją do góry. Zanim ją wyrzucił za plecy, zobaczyłam jego piękne niebieskie oczy i seksownie zaciśnięty zębami prawy dolny róg wargi. Chwyciłam go za bujne wilgotne włosy i przekręciłam bym mogła dominować nad nim. Całowałam go od samego czoła po wargi i tors. Delikatnie. Z miłością. Przygryzłam mu płatek ucha.

- Niech ta noc się nigdy nie kończy! - wyszeptałam.
- Twoje pragnienie jest dla mnie rozkazem.- wyszeptał z powrotem. 





To był moment, kiedy reszta części garderoby, którą mieliśmy na sobie uczyła się latać po sypialni.

***


Obudziłam się bardzo zrelaksowana i wypoczęta. Promyki światła przebijały się przez kremową żaluzję. Leżąc na jego klatce piersiowej słyszałam spokojne bicie serca. Wsłuchiwałam się w jego rytm. Raz, dwa. Raz, dwa. Raz, dwa.

- Wszystkiego najlepszego Alex.- wydusił zasypanym, ochrypłym głosem.

Uniosłam się lekko, otuliwszy się w pościel, by okryć nagość swego ciała. Pochyliłam się pocałować jego policzek. Jego twarz nie była już taka gładka. Małe, ostre włoski zarostu wyłoniły się przez noc. Nie pamiętam, żeby wczoraj był taki szorstki w dotyku.

- Dobrze Ci się spało?- zapytałam z troski.
- Rewelacyjnie, ale nie można tu chyba mówić o dużej iloci snu.- powiedział przez śmiech.- Zrobić Ci kawy?
- Łyżeczkę cukru i odrobinę mleka do tego jeśli możesz.- poprosiłam.

Chwycił za wczorajszy ręcznik leżący koło łóżka i obwiązał go wokół talii. Obserwując jak wychodzi z pokoju zwróciłam uwagę na jego podrapane plecy. W co niektórych miejscach widać było, ze moje paznokcie poraniły go tak bardzo, że przebiły mu skórę i lekko krwawiły. 'To znaczy,  ze noc była udana' tłumaczyłam sobie w głowie. Gdy tylko wyszedł nałożyłam na siebie pierwsze lepsze cichy jakie miałam pod ręka. 

Nie mogłam się na niego napatrzeć. Na jego wysportowane ciało. Szerokie ramiona. Żylaste ręce. Kiedyś mnie to nie kręciło. Uważałam, że mięśnie i kaloryfery były obrzydliwe. Tymczasem nie mogę oderwać od niego oczu. Podał mi kawę.

- Spiję kawę i pójdę się przebrać do babci. Jakie masz plany na później?
- Jak chcesz to możesz się przejść ze mną na cmentarz do Marty. Sam wiesz, ze dzisiaj wypada rocznica. A potem skocze na jakieś zakupy, udekoruje salon na domówkę.
- Pójdę z Tobą i Ci potem pomogę jak chcesz.- zaproponował.
- Jasne.- odpowiedziałam z pewnością.- Jak chcesz zostać u mnie po imprezie, to weź sobie tutaj jakieś ciuchy na zmianę. Głupio by mi było zostać tak w urodzinową noc samej w domu.

Nie chciałam zabrzmieć jak erotomanka albo jakiś inny cudak ale niestety to tak chyba zabrzmiało. Gabryś nie powiedział nic, jedynie uniósł prawy kącik ust wyżej dając mi powód do uśmiechu.

***

Ile tak naprawdę trzeba było by być szczęśliwym? Niewiele. A może to był tylko sen. Nie, niemożliwe. Wyjrzałam zza okno, ptaki dziobały resztki ciasta, wyrzuconego wczorajszej nocy. Przynajmniej się nie zmarnowało. Dzisiaj miałam misje, po raz kolejny pokazać Gabrysiowi, za czym tęsknił. Spędziłam dobre pół godziny patrząc w szafę pełną ubrań powtarzają w głowie, że nie mam co na siebie włożyć. Chciałam wyglądać rewelacyjnie, olśniewająco, tak żeby przy pierwszym spojrzeniu zakrztusił się powietrzem. Oczywiście, nie wróżyłam mu najgorzej. Chodziło mi tylko o oszałamiające wrażenie.

Znalazłam. Odłożyłam wszystko na bok, gotowe do ubrania. Tymczasem wcisnęłam się w czarne rurki i purpurową koszulkę Red Hot Chilli Peppers. Gabryś był już gotowy, naciągnęłam moją ulubioną katanę ze skórzanymi rękawami.

Mimo, iż jesień to pogoda dopisywała. Przeważnie lało, wiało, żabami waliło w moje urodziny, tym razem było inaczej. Pogoda odzwierciedlała mój humor. Słonecznie, promienie słońca ogrzewały nasze splecione dłonie. Na grobie u Marty leżały świeże kwiaty, promyki zniczy odbijały się od kamiennego nagrobku.

- Dzień Dobry Dzieciaki!- zza siebie usłyszałam znajomy głos.
- Dzień Dobry!- odpowiedzieliśmy wspólnie, pani mamie Marty.
- Mimo odległości i tak jesteście razem. Cudownie Was widzieć.- powiedziała jak zawsze miłym i troskliwym głosem.
- Wzajemnie.- odpowiedział Gabryś.
- Wszystkiego Najlepszego Alex z okazji urodzin, spełnienia marzeń.
- Dziękuję. - powiedziałam przytulając panią Mosolę.
- Jak się mieszka na wyspach?- skierowała pytanie do Gabrysia.
- Całkiem dobrze, troszkę jednak się tęskni za górami, za tym otoczeniem, a najbardziej za Tą małą jędzą.- mówił przez śmiech, lecz widać było błysk w jego oczach.
- Jednak nie ma to jak w domu.- stwierdziła i szczerze personalnie kłóciłabym się z tym zdaniem, wolę życie na wsi niż w Wrocławskiej metropolii.

Położyłam czerwone róże na nagrobku Marty, chciało mi się na prawdę płakać. Pamiętam dwa lata tamten dzień, kiedy na wzgórze przybiegli moi rodzice z najgorszą wieścią. Razem z Gabrysiem zapaliliśmy znicze. Łzy kręciły mi się w oczach i bardzo się powstrzymywałam od ich uronienia.

- My już będziemy szli.- poinformowałam.
- Mogę was podwieźć, chociaż nawet musicie ze mną jechać, bo mam coś dla Ciebie Alex. Rozmawiałam wczoraj z babcią Gabrysia, ta wspominała, że organizujesz dzisiaj przyjęcie, a wiem, że Twoi rodzice są na wyjeździe, więc upiekłam ci tort. Miałam później z nim przyjść, ale skoro już się spotkaliśmy to może sami go odbierzecie?
- Dziękuję, na prawdę nie trzeba było, bardzo miło z pani strony.

Jak ta kobieta to robiła. Przeszła przez tak wiele, a z jej twarzy nie znika kwitnący uśmiech i radość do życia. Zawsze otwarta do ludzi, pomocna, z wielkim sercem. Marta była taka sama, chociaż potrafiła też od czasu do czasu zajść za skórę.

Tort był przecudowny. Ozdobiony bitą śmietaną, truskawkami i różnymi innymi dekoracjami. Gabryś się uparł, że pójdzie za mnie na zakupy. Napisałam więc listę zakupów jak chciał. Włączyłam jak to mój dziadek by powiedział, me kochane szarpidruty, lecz przy szalonym graniu na niewidzialnej gitarze do piosenki Cum On Feel The Noize zespołu Quiet Riot. Mojej solówce przeszkodziło pukanie w drzwi.


- Happy Birthday to you, Ty stary chu*u!- śpiewała Nelly z Kajetanem, w myślach sobie pomyślałam, na jaką cholerę tak wcześnie przyjechaliście, ale z drugiej strony. 
- Hello Wariaty, wchodźcie. 
- Prezenty będą później!- powiedziała Nelly- Alex, wyglądasz o dwieście procent lepiej, po prostu kwitnąco, totalnie przeciwnie niż wczoraj. W ogóle co to miało wczoraj być? Co to za szopka, na jaką cholerę on tu przyleciał?- produkowała się kuzynka.
- Dobra.- zamknęłam ją.- Musicie coś wiedzieć. - przełknęłam szybko ślinę, by międzyczasie znaleźć odpowiednie słowa.- Gabryś tutaj zaraz przyjdzie, naprawdę nie mam ochotę na szarpanie się, pogodziliśmy się wczoraj po tym jak poszliście. Chcemy to jakoś naprawić.
- Ale Alex....- próbowała wtrącić parę słów kuzynka.
- Nie Nelly, nie ma żądnego 'ale', to jest moja decyzja i muszę robić to co czuję, tak by było dla mnie jak najlepiej, mam dosyć słuchania dobrych rad innych. Naprawdę, nie obchodzi mnie Twoje zda...

W drzwiach stanął Gabryś totalnie nieświadomy, że mamy już gości.
-Kochanie, nie mieli aż tylu balonów w sklepie.- spojrzał w naszym kierunku, zauważając Nelly z ponurą miną.- Znaczy ten, um... Alex...nie mieli balonów. Cześć Nelly, cześć Kajtek.- wyglądał na super skrępowanego. 

Bardzo mądry ruch Kajtka, poszedł się przywitać z dawnym przyjacielem. Tego po nim oczekiwałam, że zajmie Gabrysia czymś, a międzyczasie ja będę się mogła przygotować do imprezy. Wszyscy dmuchaliśmy balony, to był konkurs na to kto ma bardziej wydajne płuca. Kajetan przegrywał zdecydowanie, a Gabryś wygrywał, co mnie w ogóle nie dziwiło. W jego płucach mogło się pomieścić powietrza, a powietrza. Cały salon był udekorowany, szarfy 'Happy Birthday' i balony poprzyczepiane gdziekolwiek było to tylko możliwe. Byłam gotowa by się po prostu przebrać i bawić się do białego rana. 

- No to przepraszamy chłopcy, pora się wystroić na bóstwo. Kajtuś, kochanie, przygotujecie tutaj wszystko ładnie, prawda.- mówiła czule Nelly- A... i jak byście mogli to schowajcie tą blachę po cieście co jest na dworze gdzieś, a nie taki burdel jest na podwórzu.- mówiła dając mi dziwny wzrok.

Strasznie mnie to rozśmieszyło, zarówno jak Gabrysia. 

Oglądałam, jak Nelly całuje Kajtka na krótkie do zobaczenia, a mi ciśnienie skakało, że nie mogłam pocałować Gabrysia. Znaczy mogłam, ale wolałam sobie oszczędzić głupiego gadania kuzynki. Jedynie co mrugnęłam mu oczkiem i przejechałam językiem po górnej wardze ust, na co Gabryś się lekko zaczerwienił. 

Poszłyśmy do mnie do pokoju.

- Boże, Alex. Na serio mogłabyś posprzątać te ciuchy z podłogi.- Nelly analizowała każdą jedną rzecz w moim pokoju, jakby znała układ wszystkiego na pamięć. 
- Jezu, daj mi się ogarnąć. 

Rozdział 8

Nelly z precyzją zakręcała lok za lokiem, niczym profesjonalna fryzjerka.

- To ile osób przyjdzie na Twoje urodziny?
- Kilka osób z szkoły? Nie wiem z sześć albo siedem, co niektórzy z drugimi połówkami.
- Przynajmniej ty masz swoją drugą połówkę tutaj.- powiedziała oschle.
- Słuchaj, możesz sobie nie akceptować Gabrysia, ale mi się wydaję, że na prawdę mocno próbuje odbudować wszystko.
- A jak ty sobie to wszystko wyobrażasz? Takie życie na odległość. Uda wam się przez pierwszy miesiąc, max, a później? Codzienne rozmowy na Skypie, dwutygodniowe wizyty raz na kwartał? Zastanów się czy wolisz mieć serce złamane czy po prostu jakoś się otrząsnąć i pójść do przodu.
- Nelly! Kocham go. Wolę cierpieć miesiącami, wiedząc, że jednego dnia będziemy razem. Nadzieja i wytrwałość. To się liczy.
- Przepraszam. Wiesz, że zawszę będę po Twojej stronie.- powiedziała, położyła jej rękę na moim ramieniu przez co na prawdę poczułam, że mam w niej wsparcie.

Prosta grzywka na oczy, lokowane końcówki. Zmieniłam nawet kolczyk z zamkniętego tunelu, na otwarty metalowy. Pomalowałam paznokcie, usta przeciągnęłam szminką, makijaż jak trzeba. Była godzina 17:30, goście mieli pojawić się lada moment.

Wyszłam z pokoju w błękitnej obciślej, prostej sukience. Skromnej. Bez większych wstawek. Podkreślającą w miarę moją szczupłą talię. Miała ogromny dekolt, przez co nie mogłam założyć stanika. Na nogach miałam srebrne szpiki. Wzrostem dorównywałam Gabrysiowi, który nie należał do najniższych.

Gabrysiowi opadła szczęka. Dosłownie. 'I właśnie o to mi chodziło' powtarzałam w głowie. Przeszłam obok niego, jednym palcem podnosząc jego roztwartą żuchwę, całując go w lewy policzek przy okazji. Wyglądał elegancko. Ubrany w czarno- białą kraciastą koszulę, nie zapiętą do końca. Pod spodem nie zauważyłam żadnej koszulki. Czarne rurki i do tego białe, wysokie conversy sprawiały to, że wyglądał jak ciacho ze snów. Czułam przepiękny zapach perfumów wydobywający się z jego skory. 'Potem Cię dopadnę' pomyślałam. 

Wszystko było przyszykowane. Paluszki w wysokich szklankach, czipsy w miseczkach, ciasto pokrojone na talerzach, piwa w wiadrze obsypane lodem, wino i wódka chłodziły się w lodówce, napoje i soki były na blacie kuchennym. Balony porozwieszane. Lampki i kieliszki przyszykowane. 

- Alex, chyba ktoś przyszedł, otworzysz drzwi?- powiedziała Nelly, która odświeżała się w łazience.

Uchyliłam lekko drzwi, lecz nikogo nie mogłam ujrzeć. Wyszłam na ganek, gdy zobaczyłam auto zaparkowane pod domem. Nie pamiętam, żeby ten samochód kiedykolwiek tutaj parkował. Niebo rozjaśniało się w sekundach, usłyszałam ogromny huk, gwizd i strzał. Myślałam, że serce mi stanie. Fajerwerk wystrzelił w górę razem z licznymi petardami na podwórku, a zza rogu domu wyleciało ponad dziesięć osób śpiewając najgłośniej jak tylko potrafili 'Sto Lat'. Nie wierzyłam własnym oczom, znajomi z Wrocławia i tutejsi. Wymarzona mieszanka. Wiedziałam, ze Nelly maczała w tym palce.


***

Od Nelly, Kajtka i znajomych z Wrocławia dostałam wypasiony gramofon, o którym marzyłam. Razem z nim parę winylów. Wspaniałych klasycznych zespołów rockowych jak Scorpions, Motorhead i Black Sabbath. Cudo. 

Gabryś wbił świeczkę '1' i '7' w mój tort upieczony przez mamę Marty. Był przepyszny, o wiele lepszy od tych gnieciuchów, które wczoraj zrobiłam.  

- To co? Zdrowie solenizantki!- wykrzyczał Kajetan, po czym wszyscy się stuknęliśmy lampkami.- Proszę otworzyć butelkę czystej i nalać na jedną nóżkę i potem na drugą  Gabrielu, balans musi zostać zachowany.
- A po tym będzie pora by się rozśpiewać, jak myślisz Kajetanie?
- Masz rację Gabrielu,- chłopaki żartowali między sobą i było na prawdę widać, że brakowało im tego męskiego czasu razem. To jest jednak przyjaźń. Miło mi było widzieć, że chłopaki naprawdę dobrze się dogadują, mimo że Nelly ciągle narzekała na Gabrysia.

Powoli sączyłam drinka. Nie chciałam, żeby alkohol za szybko uderzył mi do głowy. Już miałam tą wizję, gdzie zawieszam się na szyi Gabrysia, aż ten mnie ma dosyć. Nie chciałam być nieznośna- jak to ze mną bywa po alkoholu, więc wrzucałam na luz. Dwoje chłopaków miało ze sobą gitary. Boże, jak  mi brakowało tych czasów, kiedy chodziliśmy na wycieczki, paliliśmy ognisko i śpiewaliśmy całą noc przy blasku i cieple ognia. Doszło do mnie, że  zamknęłam się na ludzi odkąd Gabrysia wyemigrował na wyspy. 




'Ona jest ze snu a ubrana w codzienność, hell yeah!' taką piosenką otworzyliśmy urodzinowe śpiewanie. Muszę powiedzieć, że znajomi z miasta byli nieźle zaskoczeni. U nich takiego klimatu nie było. 

Gabryś zmył mi się z oczu. Jakby w momencie wyparował. Stałam razem z Lenką, opierając się o kuchenny blat, śpiewając wniebogłosy.

- Jak się czujesz z powrotem Gabrysia?- zapytała się Lenka.
- Dobrze. Przynajmniej wytłumaczyliśmy sobie dużo spraw, których nie moglibyśmy sobie wytłumaczyć będąc od siebie daleko- rozmawialiśmy spokojnie w chaosie śpiewanych piosenek.
- Powiem Ci, że wygląda na całkiem fajnego chłopaka, lecz źle mu z oczu patrzy. Uważaj na niego, okej?
- Serio? Nie zauważyłam. Ale będę.- przyrzekłam kłamliwie. Wiedziałam, że Gabryś to dobry chłopak i na pewno w życiu by mnie nie skrzywdził.
- Dalej go kochasz?- zadała idiotyczne pytanie, na które tylko się uśmiechnęłam. 

Do salonu wszedł Gabryś, z ogromnym bukietem czerwonych róż. Jego prawa ręka była schowana za plecami. Opadła mi szczęka. Totalnie tego nie oczekiwałam. Wszyscy dookoła ucichli i patrzyli się na mnie i na Gabrysia. Uważnie obserwowałam każdy jego ruch. Był już na wyciągnięcie ręki. Nie wiem co siebie myślałam w głowie, ale jedyne co powtarzałam to 'Tylko nie zejdź na kolano, tylko nie zejdź na kolano.'
- Alex. Wiem, że ostatnio dużo nawaliłem, ale pragnę Ci powiedzieć, że bardzo Cię kocham, wiem, że za tydzień znowu będę daleko stąd i znowu nie będziemy się widzieć przez Bóg wie ile, ale pragnę Ci przyrzec, że nie ważne ile mil będzie między nami i jak bardzo, bardzo, bardzo będziemy tęsknić. Chciałbym Ci obiecać, że to dopiero piękny początek do wspaniałej i pięknej przygody i podróży życia,- wyciągnął za siebie małe pudełeczko- Przyjmij tą bransoletkę, która będzie znakiem mojej obietnicy oraz naszego uczucia. 

Nie byłam w stanie niczego powiedzieć, jego słowa totalnie mnie zatkały. Prosta czarna bransoletka ze sznura z przywieszoną literką 'G'. Proste, rzeczy robią na mnie największe wrażenie i najwięcej radości. Odłożyłam kwiaty chwilowo na stół zanim włożyłam je do wazonu. Wystawiłam rękę, by mógł nałożyć wspaniały prezent sam. Zakładając zauważyłam, że miał taką samą bransoletkę, na prawym nadgarstku z zawieszoną literką 'A', co sprawiło, że miałam łzy w oczach. 

Magda, Paweł i Nico musieli się zebrać z powrotem do Wrocławia. Zaproponowałam, żeby zostali na noc, ale niestety musieli wracać. Było miło, że wpadli, długo się nie widzieliśmy, ale umówiliśmy się, że kiedyś przyjadą na weekend i wtedy nadrobimy zaległości. 

Zostało nas dziewięcioro Nelly, Kajetan, Lenka, Gabryś oraz nasi znajomi ze szkoły Maciek, Tomek- nazwany Świder chłopaki od gitar, Kasia i Natalia- moje koleżanki z klasy a zarazem partnerki Macka i Świdra.

- Chłopaki, walicie kieliszek karniaka za to, że jest was mniej.- powiedziała Kaśka, to był totalny ogień i dusza towarzystwa, potrafiła rozkręcić każdą jedną imprezę. Lubiłam ją bardzo za szczerość i to taką do bólu, a oprócz tego za rockowy styl i dobry gust muzyczny. Świder popatrzył na nią z litością. W przeciwieństwie do Kaśki nie pił, aż był aż tak za alkoholem, lecz lubił bawić się w towarzystwie, widać było po biednym, że najchętniej już by nie wziął alkoholu do ust- Nie patrz się tak na mnie Tomuś, nie ma litości, są Alex urodziny, chyba wypijesz zdrowie koleżanki?- powiedziała do chłopaka, po czym rozlała im po kieliszku wódki.- No to co kochaniutkie, to teraz wypijemy z naszą mniejszością? 
- Nie odmawiam dzisiaj niczego!-powiedziałam. 
- Serio?- spytała Natala, mając coś na pewno zboczonego na myśli. 
- No dobra, nie dosłownie, ale na pewnie nie odmówię dziś alkoholowi. 
- Jemu byś jednak nie odmówiła?- zniżonym tonem powiedziała Natalia, kierując wzrok na Gabrysia, czułam jak dziewczyny obserwują mnie czekając na reakcje.
- No nie no, dziewczyny, bez takich,- czułam jak rumieńce wychodzą mi na policzkach. 

Siup. Następne mililitry alkoholu trafiały do mojego przełyku, krążąc w mej krwi. 

- Dziewczyny to jaką piosenkę śpiewamy następną? Alex, może wybierzesz sobie coś dla siebie?- zaproponował Maciek. 
- To ja poproszę 'Shook me all night long'? Czy to jest możliwe?
- Dla Ciebie wszystko.





***

Było już parę minut po północy, z towarzystwa została tylko Lenka, Nelly, Kajetan i oczywiście Gabryś. Biedna Nelly nie skontrolowała spożycia alkoholu i powoli zaczynała trafić równowagę. Kajetan jak zwykle panował nad wszystkim. Lenka straciła lekko głos po śpiewaniu starych polskich przebojów typu 'Kryzysowa Narzeczona', 'Biała armia' i 'Kołysanka dla nieznajomej'. Gabryś trzymał normę i wyglądał na całkiem trzeźwego, tak jakby w ogóle nie pił. 

- Alex, ja z Nelly będziemy już jechali, przyjechał po nas mój kolega.- powiedział Kajetan.
- Dzięki, że wpadliście.- powiedziałam.- A... i daj tej młodej alkoholiczce szklankę wody przed zaśnięciem, może to ocali ją od jutrzejszego bólu.
- Zrobi się. Przyjedziemy jutro wieczorem do Ciebie, pasuje?
- Nie ma problemu. 

Zaraz po nich, Lenka też poszła do domu, co oznaczało, że ja i mój  były, a w zasadzie teraźniejszy chłopak zostaliśmy w domu sami. We dwoje. 

- To co, wódka z colą na dobranoc?- zaproponowałam.

Gabryś podszedł bliżej, że mogłam poczuć jego oddech na szyi. 


- A co jeżeli poprosiłbym o kawałek Ciebie?- zapytał po czym zaczął całować mnie bo szyi, chwyciłam za jego koszulę, zwinnie rozpinając guziki jego flanelowej koszuli.

ROZDZIAŁ 9

Ależ to była za noc, pełna wrażeń, nowych doznań, a na pewno moment warty zapisania w kartach pamiętnika. 

Obudziliśmy się w miarę wcześnie, ale pozostaliśmy w łóżku w bezruchu, wtuleni.  Nie miałam siły się ruszyć, a nawet mówić. Gabryś przeciągnął się, wyciągnął ręce w górę, przy czym parę kostek strzeliło na dzień dobry. 

- A może przelibyśmy się na Wielką Sowę, co ty na to?- zaproponował.
- Dobrze się czujesz?- zapytałam ironicznie.- Ja się dzisiaj nigdzie nie ruszam. Boli mnie głowa, w żołądku mi się przewraca, a nogi mnie nie niosą.- podsumowałam. 
-Aha, ok. Czyli tak zwany kacyk?- zaśmiał się pod nosem.- Ale ja się świetnie czuję- powiedział naśladując mój głos. Nadzwyczajnej nabijał się ze mnie. 'Oj poczekaj, ja Ci się odwdzięczę jeszcze'- pomyślałam. 

- Idę wziąć prysznic.- oznajmił.- Włosy mi się kleją! Ciekawe dlaczego?- powiedział patrząc na mnie zabójczo. 

Chciałam przyznać, że nic nie pamiętałam, ale jak mogłam skłamać. Gdy Gabryś posadził mnie wczoraj na stole, całując się bez opętania, zdejmując ze mnie części garderoby, gilgocząc mnie przy okazji. Wzięłam po omacku kawałek ciasta kremowego i rozsmarowałam po jego calutkiej twarzy, potem przeczesując jego włosy klejącymi dłońmi. To nie była złość lecz czysty rewanż. 

Nie pamiętam kiedy po raz ostatni byłam tak szczęśliwa. Czy mogę powiedzieć, że powrót Gabrysia ożywił moje uczucia? Czy to przez to moje drzwi do szczęścia na nowo otworzyły się? Miałam jedyną nadzieję, że to wszystko to nie było chwilowe i nie ta cała radość nie zniknie raz z deszczem we mgle. 

Jak on sobie to wszystko wyobraża. Za rok będziemy pełnoletni, będziemy mogli podejmować całkiem dorosłe i poważne decyzje. Co on zamierza zrobić? Wrócić do Polski? Zamieszkać ze mną? Wyprowadzić się gdzieś? A może będzie chciał, żebym przyleciała do niego? Została na Wyspach? W tym momencie, nie miałam sobie za złe by postawić wszystko na jedną kartę i by zacząć z nim wspólne życie, ale może to jeszcze jednak nie to. Wydawało mi się, że najlepszą opcją, będzie odczekać ten rok i zobaczyć jak próba czasu i dystansu oddziała na nasz związek. Zadecydowałam, że na razie nie będę się martwiła przyszłością. Lecz jednego czego nie mogę zaakceptować to, to, że za niecałe 5 dni znowu go nie będzie. I kiedy znów się zobaczymy? Nie chcę zaakceptować tego w świadomości. 

Poczułam wilgotną dłoń na swoim policzku. Otworzyłam ciężkie powieki, by zobaczyć Gabrysia w samych bokserkach klęczącego obok łóżka.

- Zrobić Ci kawę?- zaproponował. 
- Poproszę o wodę mineralną, schładzający kompres na głowę i jakiś lek przeciwbólowy i Ciebie w łóżku bo chcę, żebyś mnie przytulił. 
- Jasne, ale może najpierw idź wziąć prysznic. Zobaczysz. Dobrze Ci to zrobi. 

Zwykle miałabym jakiś argument przeciwko, bo nie lubiłam robić tego co ktoś mi kazał, ale tym razem miał rację. W drodze do łazienki, przeszłam przez salon, który wyglądał jakby przeszedł przez niego huragan Katrina, o kuchni to już nie mówię. 

Miał rację, prysznic na prawdę potrafi pomóc, choć dalej czułam się okrutnie. Moje ciało drgało niczym młot pneumatyczny, a żołądek wibrował niczym wirująca pralka. Zakładałam świeże ciuchy, nie było zbyt głośno w domu, w tle słyszałam rozmawiającego Gabrysia. Mówił swoją łamaną angielszczyzną. Jedyne co wyciągnęłam z rozmowy to 'I will be back in few days (Wrócę za parę dni)' i 'Talk to you later. B (Pogadamy później. B)' i zaczęłam się zastanawiać. Kto to jest B? Co to jest B? Z kim rozmawiał? Kolega z zespołu, a może szkoły? Czy może to skrótowiec na jakieś czułe słówko typu 'baby' albo po prostu skrótowiec słowa 'bye'? Nie miałam pojęcia. Nie miałam także zamiaru go pytać. Sam mi wczoraj obiecał wierność, a nasze ostatnie akcje prognozowały, że będzie między nami dobrze. 

Musiałam być długo pod prysznicem, bo z salonu znikły wszystkie dekoracje, papierki, talerze i śmieci, tak samo w kuchni. A Gabrysia zastałam przy zlewozmywaku, pakując naczynia do zmywarki. Złoty chłopak. 

- Kawa na stole.- oznajmił. 
- Dziękuję. Gabryś daj sobie spokój z tym sprzątaniem, ja potem to zrobię.
- Pomogę Ci trochę. 

Zachowywał się normalnie. Musiał być to na pewno kolega z zespołu, albo z szkoły. Chora jestem podejrzewając go o kontakt z jakąś dziewczyną z Wysp co mogłaby dla niego znaczyć więcej. 

- Zrobię sobie wolne od szkoły w tym tygodniu. Przynajmniej spędzimy czas razem.- powiedziałam.
- Jesteś pewna? Nie chcę, żebyś miała zaległości.- widać było troskę w jego twarzy. 
- Nadrobię.- stwierdziłam.- Może rzeczywiście, któregoś dnia można by było iść na Wielką Sowę. Jednego dnia moglibyśmy pojechać do Wałbrzycha czy nawet do Wrocławia na zakupy- to przy okazji byśmy odwiedzili Kajetana z Nelly.
- Brzmi dobrze, powiedział. 

Usłyszałam lekką wibrację, patrząc na dresy Gabrysia, zauważyłam jego jasny wyświetlacz komórki, przebijający światło przez kieszeń. SMS? A może po prostu powiadomienie na Facebooku? Czemu jestem taka zazdrosna? 

-Przepraszam, muszę iść na chwilę do toalety.- oznajmił. 


Czy Ty masz coś do ukrycia?- pomyślałam. Chwyciłam za telefon, pisząc Lence na messengera 'Detektyw musi wkroczyć do akcji raz jeszcze. Dzisiaj 21:00. U mnie.'

 _____________________________________
Następne rozdziały niebawem. 

Ku Pamięci Pana Janka
(1953-2016)
Był dobrym człowiekiem. Przyjacielem rodziny. Spoczywaj w pokoju. 

_________

Cześć tu Kamil D Jantos. Kolejne rozdziały będą dopisywane w tym poście. Chcesz wiedzieć kiedy wyjdzie kolejny rozdział? Polub 'Na Wzgorzu Samotności - Kamil D. Jantos' na Facebook-u.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Część 2. Rozdział 10

Część 1 (Rozdział 1- 9)

Część 2. Rozdział 11.